"Ilion" Dan Simmons

Dan Simmons to pisarz fenomenalny, jako jeden z niewielu doskonale odnajdujący się zarówno w prozie historycznej, jak i science fiction. Praktycznie każda z jego kolejnych powieści jest sama w sobie małym arcydziełem, wystarczy wspomnieć Terror czy Drooda. Do tego grona z pewnością należy zaliczyć też Ilion, który ukazał się niedawno nakładem Wydawnictwa MAG.

Simmons znany jest tego, że wykorzystuje znane historie i - wzbogacając je własnymi pomysłami - tworzy niesamowite, wciągające opowieści. W Terrorze sięgnął po wątek zaginionym załóg dwóch statków polarnych, w Droodzie po biografię Charlesa Dickensa. Z kolei Ilion bazuje w głównej mierze na Iliadzie, choć - jak przekonacie się za chwilę - nie brak w niej innych, licznych nawiązań do klasycznych, bądź kultowych pozycji literackich.

Wojna o Piękną Helenę, w której Achajowie oblegają od blisko dziesięciu lat niedostępną Troję w wersji Simmonsa toczy się u stóp wulkanu Olympus Mons na... Marsie. Obserwują ją zarówno bogowie z Zeusem na czele, jak i odtworzeni na podstawie DNA profesorzy literatury antycznej z XX wieku, których zadaniem jest kontrolowanie, czy rozgrywane wydarzenia pokrywają się z homeryckim eposem. Przez dziewięć lat tak jest, aż do momentu, gdy boginie zaczynają knuć własne spiski. W chwili, gdy zawistna Afrodyta zleca jednemu ze scholiastów, Thomasowi Hockenberry'emu zamordowanie Ateny, nic nie jest już pewne, a przebieg wojny trojańskiej przestaje być oczywisty.

W tym samym czasie na Ziemi, całkowicie uzależnieni od towarzyszącej im technologii potomkowie dawnych ludzi toczą wypełnione rozrywkami życie, nie przejmując się ani przeszłością, ani tym, co niesie przyszłość. Wyjątkiem jest Harman Uhr, jedyny żyjący na świecie człowiek, który posiadł umiejętność czytania i który wraz z grupą towarzyszy postanawia odkryć prawdę o otaczającej go rzeczywistości.

Jednocześnie, na obrzeżach Układu Słonecznego, zamieszkałego przez Morawców, inteligentne maszyny, będące efektem ewolucji robotów wysłanych przed stuleciami z Ziemi do badania granic Wszechświata, zakłócenia na poziomie kwantowym na Marsie wzbudzają duże poruszenie i obawy. Wkrótce czterech Morawców zostaje wysłanych z misją, by zbadać i zneutralizować źródło problemu, stanowiącego zagrożenie dla sąsiadujących planet.

Ze względu na mnogość wątków i postaci początek lektury jest dosyć mozolny. Trzy zupełnie nie związane ze sobą historie toczą się naprzemiennie i dopiero ostatnie rozdziały doprowadzają do ich względnego połączenia - dalsza część wydarzeń jest opisana w kontynuacji powieści, Olympusie. Simmons bez ostrzeżenia wrzuca czytelnika w świat niezwykłej, dalekiej przyszłości, w którym - mimo pojawienia się greckich bóstw - nie ma miejsca na magię. To miejsce całkowicie zdominowane przez nanotechnologię, wypełniającą absolutnie każdy aspekt życia, zarówno mieszkańców Ziemi, jak i Marsa, czy krańców Układu Słonecznego. To może spowodować pewien chaos, gwarantuję jednak, że warto przebrnąć przez pierwszych dwieście stron, kolejnych sześćset w pełni to wynagradza i to z nawiązką.

Wizja świata za kilka tysięcy lat, zwłaszcza tego jak wygląda Ziemia fascynuje, a jednocześnie przeraża. Wręcz nieograniczone możliwości wykorzystania DNA pozwoliły na odtworzenie i przywrócenie dawno wymarłych gatunków, po lasach biegają dinozaury, a przy tym całkowicie brakuje zwierząt domowych. Ówczesnym mieszkańcom znane są tylko konie, a i one jedynie z oglądanych dla rozgrywki scen przypominających współczesny obraz filmowy. Wszechobecna wysoce zaawansowana technologia, w tym możliwość teleportowania się do niemal każdego wybranego miejsca, doprowadziła do zastraszającej ignorancji i zobojętnienia na wszystko, co nie jest rozrywką. Zniknęła umiejętność czytania (zastąpiona przez odpowiedni funkcję komputerową), znajomość geografii (podróże ograniczają się do teleportacji zwanej faksowaniem) oraz normalne związki międzyludzkie (dzieci rodzą się dzięki stuprocentowo pewnemu in vitro i nie znają swoich ojców). Pojęcie historii właściwie nie istnieje, a zainteresowanie tym, co było oraz przyczynami obecnego stanu rzeczy uznawane są za towarzyskie faux pas.

Równie intrygująca jest sytuacja na Marsie i natura bóstw, tak dobrze znanych z greckiej mitologii, a jednocześnie tak odbiegająca od przedstawionego w niej wizerunku. Posługują się wysoce zaawansowaną technologią, która śmiertelnikom walczącym u stóp Olympus Mons zdaje się magią. Kim naprawdę są Zeus, Atena i pozostałe olimpijskie towarzystwo? Do czego potrzebni są im scholiaści ściągnięci do badania przebiegu wojny i jak zakończy się spór o Piękną Helenę, która wraz z rozwojem wypadków okazuje się znacznie głębszą postacią niż ta znana nam z mitu?

Z kolei w Morawcach nie byłoby nic specjalnie interesującego, gdyby nie ich fascynacja starożytną z ich punktu widzenia literaturą. Spośród tych, które poznajemy, sensem życia jednego z nich jest analiza twórczości Williama Shakespeare'a, drugi zaś za pisarza wszechczasów wybrał sobie Prousta, a W poszukiwaniu straconego czasu odnajduje wskazówki i odniesienia do niemal każdej sytuacji, w jakiej się znajduje.

Wspomniane na początku odniesienia do literatury nie odnoszą się jednak tylko do Homera, Shakespeare'a i Prousta, choć te są najbardziej widoczne, zwłaszcza że nazwiska te często pojawiają się na kartach powieści. Prawdziwym smaczkiem są te nawiązania, których na pierwszy rzut oka nie widać, jak na przykład ucieczka z jednego z Morawców przed ogromnym kalmarem, nasuwające skojarzenie z 20 000 mil podmorskiej żeglugi Juliusza Verne. Innym razem pojawia się odniesienie do W 80 dni dookoła świata. Jedna z bohaterek nawiązuje również do Wehikułu czasu Herberta George'a Wellsa, gdy opowiada swym towarzyszom historię elojów i morloków. Można by tak dalej wymieniać, ale lepiej, by każdy mógł poszukać kolejnych związków samodzielnie.

Po raz pierwszy Ilion ukazał się na polskim rynku rok po premierze oryginału nakładem Wydawnictwa Amber, teraz wznawia go MAG i to w rewelacyjnej szacie graficznej i formie, doskonale komponującej się z pozostałymi powieściami autora wydanymi z ramienia tego Wydawnictwa. Z niecierpliwością czekam teraz na Olimp, będący bezpośrednią kontynuacją wydarzeń opisanym w Ilionie.

Nie jestem fanką science fiction, ale Ilion mnie zachwycił w pełnym tego słowa znaczeniu. Nie jest to zwykłą opowiastka, którą przeczyta się w dwa dni, odłoży i szybko zapomni, wręcz przeciwnie - to złożona opowieść o świecie przyszłości, pełna aluzji i podtekstów, które można interpretować na różne sposoby. To również, pośrednio, przestroga przed zabawą w Boga i konsekwencjami zadufania we własne możliwości i wiedzę. Jednym słowem, gorąco polecam i to nie tylko fanom gatunku.

Recenzja napisana dla portalu Duże Ka.

Komentarze