"Głowa Niobe" Marta Guzowska

Głowa Niobe, Marta Guzowska
czyta Roch Siemianowski
Biblioteka Akustyczna, 11 godz. 48 min
Konferencja naukowa wybitnych znawców sztuki, profesorów, doktorów i innych znakomitości, odbywająca się w zabytkowym pałacu w Nieborowie nie stanowi na pierwszy rzut oka obiecującej scenerii do popisu dla obłąkanego mordercy. Marta Guzowska postanowiła udowodnić, że jest wręcz przeciwnie.

Gdy w pięknej, arystokratycznej rezydencji, a obecnie jednym ze słynniejszych muzeów, zbiera się grupa naukowców, nikt nie spodziewa się tak dramatycznych wydarzeń. Już pierwszej nocy ktoś brutalnie morduje znaną fotografkę, a jej uciętą głowę mocuje do jednej z rzeźb. To dopiero początek makabrycznej serii zabójstw, wyraźnie związanych ze znajdującą się w Nieborowie kolekcją dzieł sztuki. Sytuacji nie poprawia fakt, że ze względu na wyjątkowo duże opady śniegu i mróz, pałacyk zostaje odcięty od świata, a uczestnicy konferencji zostają w nim zamknięci na kilka bardzo długich dni i jeszcze dłuższych nocy. Nikomu nie mogą też zaufać – mordercą jest w końcu jeden z nich.

Głowa Niobe to druga powieść Marty Guzowskiej o niepoprawnym, cynicznym i grubiańskim antropologu, który zaskarbił sobie moją sympatię dzięki Ofierze Polikseny (niektórzy czytelnicy z miejsca poczuli do niego odrazę za wspomniany cynizm i grubiaństwo, ale to już inna historia). Do dalszej przygody z Mariem Yblem podeszłam więc z pozytywnym nastawieniem na ciekawą, mocną powieść. I choć ogólne wrażenie jest dobre, mam wrażenie, że autorka nieco obniżyła loty, a szkoda, bo potencjał był.

Zacznijmy od tego, co dobre. Fabuła wyraźnie jest  inspirowana kryminałami w stylu królowej gatunku, Agathy Christie. Mamy tu zamkniętą, odciętą od reszty świata przestrzeń i grupę ludzi, wśród których czai się morderca. W trakcie rozwoju akcji wychodzą na jaw kolejne sekrety uczestników konferencji, którzy nie są tak przypadkowo zebranym gronem, jak można było przypuszczać na samym początku. Pomysł umieszczenia akcji w pięknym, choć mam wrażenie, że nieco niedocenianym polskim zakątku, również zasługuje na pochwałę. Poprzednią powieść autorka umieściła w gorącej Turcji, teraz mamy własne podwórko z zimą tysiąclecia, jakiej dawno już nie było.

W Ofierze Polikseny Guzowska z dużym przymrużeniem oka potraktowała środowisko archeologów, teraz podobny los spotkał uczelniane elity, profesorów, dla których o wartości człowieka stanowi tytuł naukowy i dotychczasowe publikacje. Postaci są przerysowane, ale jednocześnie pokazane w bardzo trafny i obrazowy sposób, przynajmniej jeśli spojrzymy na nie pod tym właśnie kątem.

Nie wszystko jest jednak takie kolorowe. Przede wszystkim żal mi Maria Ybla, który stracił swój pazur. Owszem, nadal jest cyniczny i ma niewyparzony język, ale nie jest to ten sam człowiek co w poprzedniej powieści, co zresztą zauważają nawet bohaterowie Głowy Niobe. W drodze między Turcją a Nieborowem gdzieś uleciał ten nieustannie „wczorajszy”, wulgarny i szowinistyczny typ, a na jego miejscu pojawiła się jego znacznie bardziej ugładzona i grzeczniejsza wersja. Szkoda.

Postać mordercy również pozostawia nieco do życzenia, przede wszystkim dlatego, że osoba, która często sięga po kryminały domyśli się, kto nim jest już mniej więcej w połowie powieści. Motywy jego postępowania są też, mówiąc delikatnie, nie do końca przekonujące, ale to jeszcze można by wybaczyć, w końcu kto tak do końca zrozumie psychopatę? Gorzej jest z przymknięciem oka na brak napięcia i dziwne reakcje niektórych bohaterów – po pałacyku szaleje obłąkany morderca, a połowa z nich zdaje się w ogóle tym nie przejmować. Najjaskrawszym przykładem tego irracjonalnego postępowania jest wypowiedź jednej z postaci, która sprowadza się mniej więcej do „od początku wiedziałam, kto morduje, ale nikomu nie powiedziałam, bo dzięki temu konferencja nie była taka nudna”. Serio? Rozumiem potrzebę dreszczyku emocji i tak dalej, ale to już chyba przesada…

Na osłodę dostałam jednak świetną interpretację powieści w wykonaniu Rocha Siemianowskiego, który ratuje postać Maria i dodaje mu brakującego w treści pazura. Nie wiem, czy przez wersję papierową przebrnęłabym równie gładko, audiobooka za to słuchało mi się naprawdę bardzo dobrze i z przyjemnością do niego wracałam. A może to po prostu głos pana Siemianowskiego tak uzależnia?

Podsumowując, mimo że wypada słabiej od Ofiary Polikseny, Głowa Niobe to nadal przyzwoity, choć nie do końca typowy kryminał, bądź – jak wolą niektórzy – lekki pastisz klasycznych kryminałów. Dla fanów gatunku może być odskocznią od krwawych i zagmatwanych pozycji, przyjemną o tyle, że Mario Ybl nawet w wersji ugrzecznionej to jeden z ciekawszych detektywów na polskiej scenie kryminalnej.

  Za udostępnienie audiobooka Głowa Niobe serdecznie dziękuję Bibliotece Akustycznej.

Komentarze