"Pustynna Włócznia" Peter V. Brett

Początek Cyklu Demonicznego (Malowany człowiek) okazał się czytelniczym objawieniem, po którym gotowa byłam mocno zweryfikować listę najlepszych powieści fantasy, jakie przeczytałam. Niestety drugi tom (a właściwie dwa, bo polski wydawca – niespodzianka – podzielił go również na dwie części) okazał się lekkim spadkiem formy autora.


Dużym zaskoczeniem okazała się Księga I, nie będąca kontynuacją losów bohaterów poznanych w poprzednim tomie, a niemal w całości historią Ahmanna Jardira, stojącego na czele Krasji, jedynego państwa otwarcie walczącego z pojawiającymi się nocą demonami. Czytelnik ma szansę poznać jego dzieciństwo, brutalną i bezpardonową walkę o władzę, relacje z kupcem Abbanem oraz okoliczności poznania Arlena przedstawione z perspektywy Krasjan. Dopiero ostatnie rozdziały Ksiegi I stanowią powrót do Arlena, Leeshy i Rojera, natomiast w Księdze II ich losy zostają silnie splecione z nadciągającym na czele armii Jardirem.


Fabryka Słów nie przestaje mnie zadziwiać – i to wcale nie pozytywnie – swoimi decyzjami na temat dzielenia kolejnych powieści, które w oryginale ukazują się w pojedynczych  tomach. Tym razem, osoba odpowiedzialna za tę decyzję dodatkowo wykazała się oryginalną logiką, której nie ogarniam. Pustynna Włócznia (podobnie zresztą jak Malowany Człowiek) podzielona jest na cztery części, wydawać by się mogło oczywiste, że skoro już wydawca chce je wydać w dwóch tomach, w jednym powinny znaleźć się dwie pierwsze, a w drugim trzecia i czwarta. Nic z tego. Księga I zawiera Część Pierwszą oraz połowę Drugiej, natomiast Księga II – odpowiednio połowę Części Drugiej, Część Trzecią i Czwartą. Całość przeczytałam za jednym zamachem, więc nie sprawiło mi to większej różnicy, ale wyobrażam sobie zaskoczenie i rozgoryczenie czytelników, którzy kupowali je oddzielnie.

Tyle apropos kwestii technicznych, zniechęcających, ale na to akurat autor nie miał wpływu, więc nie powinny mieć znaczenia przy ocenia powieści jako takiej, ot krótkie wylanie żalów na wydawcę za jego politykę przeciwko własnym czytelnikom. Przejdźmy do spraw konkretniejszych i przyjemniejszych, czyli fabuły.

W swoim cyklu Brett przedstawia niesamowity świat, który za dnia przypomina nieco nasze średniowiecze, zaś nocą przechodzi we władanie demonów, zmuszających ludzi do krycia się za runicznymi osłonami. Przed wielu laty utracono wiedzę na temat runów pozwalających aktywnie walczyć z otchłańcami, na które nie działa żadna zwykła, stworzona ludzką dłonią broń. Za sprawą Naznaczonego, tytułowego Malowanego Człowieka z pierwszego tomu serii, runy wojenne – dotąd uznawane za stracone na zawsze – ponownie wróciły do użycia, a ludzie ruszają do walki. Nie tylko z demonami.

Znaczna część powieści została poświęcona Krasjanom, których kultura jest mocno wzorowana na arabskiej, poczynając od „świętej wojny” prowadzonej z niewiernymi i demonami, poprzez postać legendarnego Wybawiciela, którego historia i nauki są wzorem, do którego trzeba dążyć, a na haremach, wielożeństwie i wymogu zakrywania przez kobiety twarzy kończąc. Fascynującymi postaciami są tzw. dama’ting, obdarzone mocami kobiety widzące przyszłość dzięki kościom własnoręcznie wyrzeźbionym ze szczątków zabitych demonów. Niejako na przekór na wskroś patriarchalnemu układowi społeczeństwa, cieszą się one nieporównywalnymi z niczym względami, pełniąc rolę mistyczek, wiedźm i lekarek w jednym.

W porównaniu z Malowanym Człowiekiem, akcja Pustynnej Włóczni znacznie zwalnia, zwłaszcza w Księdze I, niektóre fragmenty wydają się wręcz przegadane. Rekompensuje to na szczęście druga połowa Księgi II, co daje nadzieję, że trzeci tom, Wojna w blasku dnia, powróci do wysokiej formy pierwszego. Poza spowolnieniem akcji, dwie inne kwestie osłabiają potencjał powieści – autor nie ustrzegł się pewnych niedociągnięć fabularnych.

Po pierwsze, znienacka wprowadził do gry nowy rodzaj demonów, elitę Otchłani, tzw. demony umysłu. Sam pomysł byłby bardzo dobry, natomiast kłóci się to nieco z realiami, jakie poznaliśmy już w Malowanym człowieku. Demony były tam przedstawione jako sprytne, choć niespecjalnie inteligentne stwory, dla których bariera runiczna była nie do pokonania. Teraz otchłańce sprawiają wrażenie głupszych, diablo mądrzy są natomiast ich książęta (ci od umysłu), dla których większość runów nie stanowi przeszkody. Dlaczego nie pojawili się wcześniej? Właściwie za ich sprawą, ludzkość powinna wyginąć już dawno temu. Jedyny logiczny wniosek to taki, że autor wpadł na pomysł ich stworzenia już po napisaniu pierwszego tomu.

Po drugie, drażnią mnie zmiany w postaci Leeshy, zwłaszcza jej kroczenie w stronę kiczowatej „świętości” (każdego uratuje i pogłaszcze po główce, co z tego, że to morderca i gwałciciel) oraz straszliwa naiwność. UWAGA SPOILER! Wyobraźcie sobie sytuację – Wasz kraj najeżdża wroga armia, która morduje, gwałci i bezcześci wszystko i wszystkich dookoła. Gdy przypadkowo na Waszej drodze staje jej demoniczny przywódca, jaka będzie Wasza pierwsza myśl? Możliwości jest wiele, ale z pewnością nie będą to zachwyty nad tym, jaki jest przystojny. Leesah myśli głównie o tym. A kiedy przystojniak ów spróbuje ją kupić od rodziców (bo przecież kobietą można handlować jak workiem ziemniaków), wprawdzie zaprotestuje, ale potem ochoczo ruszy z nim do kraju podbitego tuż przed jej własnym, by go poznać, bo a nuż nie jest taki zły, na jakiego wygląda! (No i jest przystojny, a to przecież tyyyyleeee zmienia! Nie wolno o tym zapominać!). KONIEC SPOILERA.

Na szczęście pojawiają się jeszcze inni bohaterowie, dotąd kryjący się w cieniu i ledwie sygnalizujący swoje istnienie, więc na wątek głupio-mądrej Zielarki można przymknąć oko. Zwłaszcza, że ostatnie rozdziały Księgi II mocno sugerują, że w kolejnym tomie możemy spodziewać się znacznie bardziej żywiołowej akcji oraz rozpoczęcia prawdziwej wojny, co zresztą sugeruje nawet jego tytuł. Czekam więc na Wojnę w świetle dnia, bo mimo że Pustynna Włócznia ogólnie bardzo mi się podobała, to jednak spodziewałam się po niej czegoś więcej.


Komentarze