"Panie z Cranford" Elizabeth Gaskell

Bijąc się w piersi i nie kryjąc swej ignorancji, muszę przyznać, że aż do tej pory nie miałam styczności z twórczością Elizabeth Gaskell. Mało tego, nawet jej nazwisko nic a nic mi nie mówiło. Wstyd i sromota, jako że mienię się fanką angielskiej literatury. Na szczęście, zaczęłam już te braki nadrabiać, a na pierwszy ogień poszły Panie z Cranford.

Jakim cudem mnie, zauroczonej Jane Austen, smakującej się w siostrach Bronte, uciekła Elizabeth Gaskell? Nie wiem i już się pewnie nie dowiem. To, co jednak stało się dla mnie oczywiste to fakt, że na pojedynczej przygodzie z jej powieściami się nie skończy. W odwodzie czeka Północ i Południe, a tymczasem weźmy na tapet wspomniane już Panie..., jedną z najsłynniejszych książek pisarki.

Koniec XIX wieku. Tłem dla opisywanych wydarzeń jest niewielkie angielskie miasteczko położone w hrabstwie Cheshire, tytułowe Cranford, o tyle wyróżniające się na tle innych, że niemal nie ma w nim mężczyzn. Zamieszkują go głównie starsze już, często lekko ekscentryczne panny i wdowy, ewentualnie mężatki, których drugie połówki obowiązki zmusiły do wędrówek po szerokim świecie. To co przede wszystkim liczy się w cranfordzkim świecie to konwenanse i pieczołowite dbanie o to, by postępować zgodnie z zajmowaną pozycją społeczną. 

Nie jest to typowa powieść, a raczej niewielki objętościowo (całość liczy zaledwie 220 stron) zbiór historii i anegdotek o mieszkankach miasteczka, coraz bardziej zubożałych, lecz za żadne skarby nie będących w stanie się do tego przyznać. Widzimy je oczami młodej kobiety, odwiedzającej jedną z krewnych mieszkających w Cranford, reprezentującej wprawdzie inne pokolenie niż większość mieszkanek miasteczka, ale również wiernej konwenansom i hołdującej wielu uprzedzeniom. Największym faux pas jest tutaj głośne oznajmienie, że osobę pragnącą uchodzić za majętną nie stać nie tylko na opłacenie służby czy zakup nowej sukni, ale nawet nieco bardziej wyrafinowane ciasteczka na popołudniową proszoną herbatkę. 

W lekko ironiczny, ale bardzo ciepły sposób autorka pokazuje świat wiktoriańskiej angielskiej prowincji, której mieszkanki nie chcą pogodzić się z upływającym czasem i zachodzącymi zmianami. Bawi, ale i wzrusza, nieodmiennie zapewniając czytelnikowi czystą przyjemność z lektury.


Komentarze