"Kamień Księżycowy" Wilkie Collins

Kamień Księżycowy, Wilkie Collins
NetPress Digital, 2008
Mogłoby się wydawać, że autor pierwszej powieści detektywistycznej w historii literatury i to w dodatku napisanej bardzo zgrabnie i z polotem, powinien mieć mocną, ugruntowaną pozycję, a przynajmniej jego nazwisko powinno być rozpoznawalne wśród fanów gatunku. Tymczasem Wilkie Collins, bo to o nim mowa, jeden z najpoczytniejszych pisarzy swojej epoki, został niemal całkowicie zapomniany. Przynajmniej w Polsce w ogóle się o nim nie mówi, możliwe że w jego ojczystej Anglii spotkał go lepszy los.

Na Kamień księżycowy trafiłam przez czysty przypadek (pozdrawiam pana Marcina) i już wiem, że to dopiero początek mojej przygody z autorem. Akcja powieści skoncentrowana jest wokół poszukiwań niezwykłego, żółtego diamentu, tytułowego Kamienia Księżycowego, pierwotnie poświęconego bogowi Wisznu w jednej z indyjskich świątyń, a następnie wykradzionego przemocą przez brytyjskiego pułkownika.

Po wielu latach klejnot trafia w ręce młodziutkiej siostrzenicy wyrachowanego pułkownika, panny Rachel Verinder, która dziedziczy go w dniu osiemnastych urodzin. Nie jest jej jednak dane cieszyć się nim zbyt długo – już następnego dnia diament znika i wszystko wskazuje na to, że ukradł go jeden z domowników bądź służących. Jakby tego było mało, w okolicy pojawia się troje Hindusów, którzy wyraźnie interesują się rodziną Verinderów.

Wilkie Collins
Powieść ma nietypową, nowatorską jak na owe czasy (po raz pierwszy został wydany w 1868 roku) formę i składa się z relacji różnych świadków, którzy chronologicznie opisują wydarzenia związane z zaginięciem Kamienia Księżycowego oraz śledztwem mającym na celu jego odnalezienie. Ogromną zaletą książki, pokazującą jednocześnie talent autora jest nadanie każdemu z narratorów odrębnego, oryginalnego rysu. Mamy więc do czynienia kolejno z leciwym służącym, Gabrielem Betteredgem, uroczo naiwnym i uczciwym, ślepo oddanym swojej pani, lady Verinder i równie ślepo wierzącym w prawdy objawione w Robinsonie Kruzoe, z fanatyczną dewotką, panną Clack, pragnącą nawracać wszystkich bez wyjątku i rozsiewającą gdzie tylko można religijne broszury, adwokatem Bruffem, zakochanym w różach sierżantem Cuffem, ukochanym panny Rachel, panem, Franklinem oraz uzależnionym od opium lekarzem Ezrą Jenningsem.

Wilkie Collins stworzył nie tylko historię kryminalną z interesującą fabułą, ale również (a może przede wszystkim) doskonale nakreśloną satyrę na ówczesne społeczeństwo. Z dużym wyczuciem, ale i jeszcze większym poczuciem humoru przedstawił zarówno arystokrację, klasę średnią, jak i zwykłych służących. Ujęły mnie zwłaszcza relacje Betteredge’a oraz panny Clack, zwłaszcza ta druga to mistrzostwo samo w sobie.

Można tu znaleźć dwie najbardziej charakterystyczne elementy klasycznego kryminału – zamknięte grono podejrzanych, z których większość skrywa jakieś tajemnice i prowadzącego śledztwo inteligentnego detektywa, choć akurat to nie jemu zagadka zostaje ostatecznie rozwiązana. Jak wspomniałam na początku, Kamień Księżycowy uznawany jest za pierwszą powieść detektywistyczną, więc choćby z tego względu zasługuje na uwagę fanów gatunku.

Powieść gorąco polecam wszystkim miłośnikom wiktoriańskiej Anglii oraz klasycznego kryminału retro, w którym liczy się atmosfera i intryga, a nie dynamiczna akcja czy rozlew krwi. Szczególnie usatysfakcjonowane powinny osoby zaczytujące się w Agacie Christie, bowiem mimo różnicy w czasie powstania, Kamień Księżycowy posiada podobny klimat, co większość jej książek.

A tak zupełnie na marginesie, książkę w formie ebooka upolowałam za niecałe 2 zł. Klasyka górą! :)

Komentarze