"Krew elfów" Andrzej Sapkowski

Ogólnopolski Dzień Czytania Wiedźmina (21.06) dał mi okazję do odświeżenia Sagi. Na pierwszy ogień poszła Krew Elfów, otwierająca pięcioksiąg, ale równie mocno związana z dwoma zbiorami opowiadań, Mieczem przeznaczenia Ostatnim życzeniem.

Tak zaczęłam Krew elfów...

Geralta z Rivii, zwanego Białym Wilkiem, zna chyba każdy, a kto nie zna, musi to koniecznie zmienić. I to jak najszybciej. Białowłosy wiedźmin to "najpierwsza z najpierwszych" postaci polskiej fantastyki, a w moim prywatnym rankingu fantastyki światowej również. Od jego przygód rozpoczęła się moja przygoda z tym gatunkiem i to jego wielbię i mogę czytać bez końca. I nienależnie od setek książek, które przeczytałam od czasu pierwszego spotkania z Geraltem, nie znalazłam niczego, co by mu dorównało.

W przeciwieństwie do dwóch poprzednich części wiedźmińskiej sagi Krew elfów jest zwartą i spójną powieścią, utrzymaną w znacznie mroczniejszym i bardziej przygnębiającym klimacie niż zbiory opowiadań. Rozpoczyna się niczym u Hitchcocka - trzęsieniem ziemi, po którym napięcie tylko narasta. W tym przypadku trzęsieniem tym jest informacja o doszczętnym zniszczeniu Cintry, męczeńskiej śmierci królowej Calahante i zaginięciu Lwiątka, księżniczki Cirilli. Tajemnicą znaną tylko wybranym jest fakt, że dziewczynkę cudem ocalałą z rzezi miasta odnalazł Geralt, ostatecznie przekonany o roli przeznaczenia w życiu jego i Ciri. Stara się chronić ją tak, jak potrafi, ale w obliczu zagrożenia czyhającego ze wszystkich możliwych stron, nawet wiedźmińskie miecze mogą okazać się bezużyteczne.

Po raz pierwszy w cyklu w powieści pojawiają się również inni wiedźmini, a część akcji toczy  się w legendarnej twierdzy Kaer Morhen, dawniej potężnej warowni i ośrodku szkolenia wiedźminów, obecnie coraz bardziej podupadającej w ruinę. Jest to fascynujące miejsce, podobnie jak zimujący w nim pobratymcy Geralta, choć on sam wyjątkowo wybija się na ich tle.

Ilekroć sięgam po Sagę, jestem zaskoczona, a jednocześnie oczarowana lekkością, z jaką Andrzej Sapkowski snuje swoją opowieść. Z niesamowitą precyzją i naturalnością łączy humor i dowcip z niezwykle gorzką refleksją na temat ludzkiej natury oraz przemijania. Na pierwszy rzut oka jest to klasyczne fantasy, z elfami, krasnoludami i czarodziejami, ale to tylko pozory. To coś więcej niż zwykła powieść przygodowa umiejscowiona w fantastycznych realiach. Znacznie więcej. Jako część otwierająca obszerną, pięciotomową całość, Krew elfów stanowi niejako preludium sygnalizujące, co będzie źródłem głównej intrygi i konfliktu, w który zostaną wciągnięci główni bohaterowie w kolejnych tomach.

...a tak ją skończyłam

Na temat Geralta mogłabym pisać i pisać, odkrywać kolejne niuanse, zachwycać się rewelacyjnie wykreowanymi postaciami i dialogami. Dlaczego? Bo  w tej książce nie ma NICZEGO, do czego mogłabym mieć najmniejsze nawet „ale”. Nie będę się jednak wdawać w szczegóły, Krew elfów (podobnie zresztą jak i pozostałe tomy) zasługuje na to, abyście sięgnęli po nią ze świeżą głową, by odkrywać ją i smakować samodzielnie. 

Komentarze