"Jezioro" Arnaldur Indriðason

Tytuł Jezioro
Autor Arnaldur Indriðason
Lektor Andrzej Ferenc
Wydawca Biblioteka Akustyczna
Czas 10 godz. 56 min.
Kilka dni temu zachwycałam się najnowszą powieścią Yrsy Sigurdardottir, dzisiaj przyszła kolej na drugiego islandzkiego pisarza, po którego kryminały sięgam równie chętnie, co po thrillery jego rodaczki.

„Jezioro” to moje trzecie spotkanie z prozą Arnaldura Indriðasona oraz stworzonym przez niego bohaterem, Erlendurem Sweinssonem. Kolejny raz autor utwierdził mnie w przekonaniu, że doskonale pisze i zachowuje własny, niepowtarzalny styl, który odróżnia go od innych skandynawskich twórców kryminałów.


Tytułowe jezioro to Kleifarvatn, z którego kilkanaście lat temu niespodziewanie w szybkim tempie zaczęło ubywać wody. Spowodowało to odsłonięcie terenów, które przez dziesiątki, a nawet setki lat pokryte były wodą. Okazuje się, że toń jeziora kryje coś, co miało nigdy nie ujrzeć światła dziennego – zwłoki mężczyzny (jak wskazują badania zabitego blisko trzy dekady temu) przywiązane do starej radiostacji wyprodukowanej jeszcze w Związku Radzieckim. Policja ma duże trudności z zidentyfikowaniem zamordowanego, dlatego sprawdzane są poszczególne niewyjaśnione przypadki zaginięć mężczyzn sprzed około dwudziestu-trzydziestu lat. W ten sposób Erlendur poznaje kobietę, której narzeczony zniknął w tajemniczych okolicznościach i postanawia bliżej przyjrzeć się tej zapomnianej już od dawna sprawie.


Podobnie jak w poprzednich powieściach Indriðasona akcja toczy się dwutorowo, a główna oś fabuły przeplatana jest co pewien czas wątkami z przeszłości. W tym przypadku dotyczą one islandzkich studentów o socjalistycznych poglądach, którzy w latach 50. studiowali w Lipsku w Niemczech. Od początku wiadomo, że historia ta związana jest w jakiś sposób z wyłowionym z jeziora martwym mężczyzną, ale pełen obraz sytuacji oraz wszystkie szczegóły tego związku zostają ujawnione dopiero na końcu.

Kleifarvatn (źródło)

Powieść nie jest typowym kryminałem i może nieco rozczarować osoby szukające wartkiej akcji czy zagmatwanej intrygi. Zamiast tego dochodzenie toczy się powoli, wręcz mozolnie, a śledczy prowadzą żmudną pracę wymagającą przedzierania się przez kolejne dokumenty i rozmowy ze świadkami, którzy po upływie tak wielu lat niewiele już pamiętają. Nie jest to jednak wada książki, nadaje jej bowiem posmak wiarygodności. Autor uzupełnia ją także prywatnymi problemami, z jakimi borykają się zarówno Erlendur, jak i jego podwładny Sigurdur-Oli.

„Jezioro” z jednej strony doskonale wpisuje się w nurt tzw. skandynawskich kryminałów, ale jednocześnie styl jej autora odróżnia go od pisarzy szwedzkich czy norweskich. Książka ma przygnębiając, żeby nie powiedzieć wręcz depresyjny klimat, wywołany ponurą pogodą, panującym wokół półmrokiem oraz ludźmi, z których większość cierpi na depresję lub wykazuje do niej skłonności. Jednocześnie nie ma tu epatowania brutalnością i przemocą, ani superinteligentnych morderców nieustannie wodzących policję za nos. W powieściach Indriðasona cenię sobie właśnie to, że pisze o zwykłych ludziach, których okoliczności bądź przypadek popchnęły do popełnienia zbrodni. Nie po raz pierwszy to morderca, a nie jego ofiara, wzbudził we mnie współczucie i sympatię. Sam czyn, jakiego się dopuścił wprawdzie potępiam, ale jestem w stanie zrozumieć powody, jakimi się kierował.

Jak dotąd każdą z kolejnych powieści o Erlendurze miałam okazję poznać w formie audiobooka. Podobnie było w przypadku „Jeziora”, które miałam przyjemność wysłuchać w interpretacji niezrównanego Andrzeja Ferenca. Jak wspomniałam już przy okazji recenzji „W bagnie”, jego głos jednoznacznie kojarzy mi się teraz z islandzkim śledczym.

„Jezioro” to świetny kryminał, który z pewnością docenią wszyscy fani gatunku, lecz raczej ci, którzy nie szukają nadmiernego rozlewu krwi. Ze swojej strony jak najbardziej polecam. 

Za możliwość wysłuchania powieści "Jezioro" serdecznie dziękuję Bibliotece Akustycznej.

Komentarze

  1. Ja wole połączenie kryminału z większą dozą krwawych sytuacji, lecz niezmiernie jest ona ciekawa:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krwawe też są niezłe, ale czasem warto zrobić odskocznię ;)

      Usuń
  2. Lubię takie spokojne kryminały, w których rozwiązanie zagadki wymaga mnóstwa pracy zainteresowanych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w sumie też, mają wtedy większy posmak wiarygodności

      Usuń
  3. Ciekawe kiedy pojawią się kolejne części w polskim przekładzie, bo jakoś na "Zimnym wietrze" stanęło, a tego jeszcze trochę jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam też nadzieję, że pierwsze tomy zostaną wydane, bo chyba jakoś od trzeciego u nas się zaczął cykl.

      Usuń
  4. Tylko jedną książkę Arnaldura Indriðasona (Zimny wiatr) mam jako audiobook, ale zgadzam się, że głos pana Andrzeja Ferenca pasuje tu świetnie.
    Idealnie to ujęłaś - kryminał o zwykłych ludziach, których okoliczności popchnęły do zbrodni. Na mnie książki Arlandura Indriðasona sprawiają wrażenie bardzo autentycznych.

    Tracę nadzieję na wydanie u nas początkowych tomów - będę się cieszyć, jeśli wydawnictwo nie zrezygnuje z kontynuacji.. Ale może się mylę i zostanę miło zaskoczona?

    OdpowiedzUsuń
  5. Do tej pory nie mogę się przekonać do kryminałów rodem z Islandii...owszem, są dla mnie dobre, ale nie zachwycają:/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz