"W pogoni za proroctwem" Brandon Mull

Tytuł W pogoni za proroctwem 
Tytuł oryginału Chasing the prophecy
Autor Brandon Mull 
Seria Pozaświatowcy
Tom 3
Wydawnictwo MAG 
Data wydania 2013-09-25

Stron 585
"Pozaświatowcy” to chyba najszybciej wydana trylogia ostatnich lat. Podczas gdy coraz powszechniejsza staje się, krzywdząca z punktu widzenia czytelnika, polityka wydawania nowych cykli bez kończenia uprzednio zaczętych, ten chwalebny wyjątek zasługuje na oklaski. Premiera pierwszego tomu serii, („Świat bez bohaterów”) miała miejsce dwudziestego lutego bieżącego roku, następny („Zarzewie buntu”) ukazał się dwa miesiące później, a już w drugiej połowie września otrzymaliśmy tom trzeci, wieńczący przygodę z niezwykłym światem, Lyrianem.

Czternastoletni Jason i Rachel w niezwykłych okolicznościach trafili do wypełnionego magią świata i dość szybko zaangażowali się w walkę przeciwko okrutnemu tyranowi, czarodziejowi Maldorowi. Ostatnią nadzieją stronników szlachetnego króla Galdorana jest proroctwo, które wypowiedziała umierająca wyrocznia. By je wypełnić, Jason wraz z kilkunastoosobową grupą przyjaciół wyrusza na poszukiwanie wskazówek pozostawionych przez starożytnego czarodzieja, Dariana Jasnowidza. Z kolei Rachel pozostaje przy Galdoranie, by służyć mu wsparciem dzięki opanowaniu potężnego, magicznego języka edomickiego, umożliwiającego jej wpływanie na otaczającą ją rzeczywistość.


Największą zaletą powieści jest stworzony przez Brandona Mulla świat, będący dowodem na jego naprawdę nieograniczoną wyobraźnię. Byłam nim zafascynowana już od pierwszego tomu, zwłaszcza koncepcją różnorodnych ludzkich ras stworzonych przez wiekami przez najpotężniejszych czarodziejów. Można znaleźć tu między innymi nasienników, którzy odradzają się z nasion, co czyni ich niemalże nieśmiertelnymi, dopóki ktoś nie zniszczy ich nasion-amarów. Bardzo ciekawymi postaciami są rozsadnicy, którzy mogą odczepić każdą dowolną część swojego ciała, a także torrivorzy, stworzenia z innego wymiaru, których domeną są mroczne sny. Bardzo spodobali mi się także drzewni ludzie, żywiący się niemalże wszystkim co ich otacza i dla których czas pędzi w zastraszającym tempie. Nawet pozornie swojskie olbrzymy nie przypominają tych znanych z większości opowieści, bowiem swą gigantyczną postawę zachowują jedynie przez część dnia, na pozostałą stając się karłami.

Wszystko to znane już jednak było z poprzednich tomów cyklu, trzecia część wnosi niewiele nowego do przedstawionego w niej świata. Fabuła skupia się przede wszystkim na podróżach głównych bohaterów, którzy starają się wypełnić powierzone im misje bez względu na cenę. Nie da się nie zauważyć, że za zdobycie szansy na pokonanie Maldora przyjdzie im zapłacić naprawdę wiele. Mull nie ma skrupułów w uśmiercaniu stworzonych przez siebie postaci. Jednak, podobnie jak dostrzegłam to już w przypadku „Baśnioboru”, autor nie do końca potrafi oddać realne emocje towarzyszące bohaterom, gdy tracą towarzyszy. Bądź co bądź zarówno Jason, jak i Rachel to nastolatki i niezależnie od tego jak bardzo są dzielni i odważni, śmierć kolejnych członków ich drużyn powinna bardziej na nich wpłynąć. Większej reakcji doczekałam się zaledwie raz, a to zdecydowanie niezbyt wiele.

„W pogoni za proroctwem” liczy ponad 560 stron, przebijając tym obydwa poprzednie tomy. Zdecydowanie jednak z korzyścią dla zawartej w nim historii byłoby jej skrócenie. Już w „Zarzewiu buntu” dostrzec można było pewne „przegadanie” fabuły, teraz wrażenie to jedynie się spotęgowało. Bohaterowie niezliczoną ilość razy snuli rozważania na temat tego, czy ich misja ma szanse na sukces oraz dyskutowali na temat metody pokonania wroga. Za pierwszym razem miało to walor poznawczy, za drugim lekko drażniło, a z każdym kolejnym wywoływało odruch ziewania.

Z przykrością muszę stwierdzić, że ostatni tom trylogii nie utrzymał poziomu poprzednich części. Nie oznacza to jednak, że książka jest kiepska, po prostu można było oczekiwać po autorze czegoś lepszego. Podobno mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy - Brandon Mull ponownie (podobnie było w przypadku „Baśnioboru”) pokazał, że zaczyna świetnie, kończy zaś niemrawo. Nie wątpię jednak, że czytelnicy, którzy poznali już Jasona i Rachel, będą mieli ochotę poznać ich dalsze losy. Zakończenie powieści pozostawia autorowi furtkę do kontynuowania losów bohaterów, możliwe więc, że w przyszłości ponownie usłyszymy o Lyrian. Oby w nieco lepszym wykonaniu.

Moja ocena: 4-/6

Przeczytaj także recenzje poprzednich tomów cyklu: "Świat bez bohaterów" oraz "Zarzewie buntu"

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu MAG oraz portalowi Secretumna którym tekst został opublikowany jako oficjalna recenzja.

Komentarze

  1. Trochę mniej dobra książka w genialnym cyklu. Cóż, chyba nie wszystko może być idealne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Genialnym może bym go nie nazwała, ale całościowo cykl prezentuje się dobrze :)

      Usuń
  2. Czytałam na razie część 1, ale na pewno dokończę serię :) Dużo po niej oczekuję, ale jak zauważyłam, można się lekko "przejechać", dlatego może nie będę się od razu wysoko nastawiać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drugi tom jest nadal bardzo dobry, więc śmiało po niego sięgaj :)

      Usuń
  3. Baśniobór połykałam momentalnie, aż rodzina się ze mnie śmiała, a dej serii jakoś się przekonać nie mogę. Może kiedyś spróbuję jeszcze raz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze dwa tomy baśnioboru totalnie mnie zachwyciły, reszta niestety już niekoniecznie...

      Usuń
  4. Oj tak, te niedokończone cykle to czytelniczy koszmar... Sama żałuję, że niektóre z książek, które tłumaczyłam, nie doczekały się kontynuacji po polsku, ale rozumiem wydawnictwa, zwłaszcza takie nieduże, nieposiadające potencjału finansowego gigantów, że nie chcą topić pieniędzy w deficytowych przedsięwzięciach... Gdyby tak pokusić się o serie przerwane, niedokończone, zawieszone, to byłoby tego trochę.
    Szkoda, że ostatni tom wypadł trochę gorzej, ale akurat tej serii nie znam, więc mnie specjalnie nie boli:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Giganci też niestety nie kończą wszystkich serii albo wydają kolejne tomy w ślimaczym tempie...
      Mnie trochę zabolało, bo to kolejna trylogia w tym miesiącu, która się słabo kończy.

      Usuń
  5. Tom ten bardzo mi się podobał, jak i cała trylogia. W moim odczuciu "Świat bez bohaterów" był gorszy, gdyż strasznie mi się dłużył. W ogóle nie potrafiłam się wczuć, ani wykrzesać z siebie większych emocji co do bohaterów - może w złym czasie po książkę sięgnęłam? Nie wiem. Natomiast w drugim tomie zdążyłam ich polubić na tyle mocno, by w trzecim rozpaczać przy śmierci niektórych z nich... Ale, jak widać, odczucia mogą być różne :) Ogólnie autora polubiłam i z chęcią sięgnę po inne jego twory ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi z kolei dłużył się trzeci, więc wszystko jest bardzo względne i subiektywne :)

      Usuń
  6. I tak mam ochotę na całą serię. Czytałam tego autora ,,Baśniobór" i bardzo mi się podobał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Też podobał mi się Baśniobór :) ale pozaświatowcy to inna bajka :)

      Usuń
  7. Ciekawe jak to wypada w porównaniu np. z Peterem V. Brettem. Pamiętam że jego cykl bardzo przypadł mi do gustu. Tzn. jedna jego część. Pewnie dopóki nie skończę tej serii nie sięgnę też po Mulla.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. lepiej zostań przy bretcie, mull jest dla nastolatków :)

      Usuń

Prześlij komentarz