"Biała Masajka" Corinne Hofmann


Tytuł Biała Masajka
Tytuł oryginału Die weisse Massai

Autor Corinne Hofmann
Wydawnictwo Świat Książki
Stron 312

Data wydania 2006-06-08
Afryka to jedno z tych miejsc, które od dawna kusi Europejczyków swą egzotyką i pięknem. Corinne Hofmann, jak wiele osób przed nią, przyjechała do Kenii i zakochała się w tym niezwykłym miejscu od pierwszego wejrzenia. Mało tego, widząc po raz pierwszy w życiu pewnego masajskiego wojownika, Lketingę, traci dla niego głowę, porzuca swe dotychczasowe ustabilizowane życie w Szwajcarii i wyrusza w głąb afrykańskiego buszu. Biała Masajka to autobiograficzna powieść, w której autorka opisuje swój czteroletni pobyt na „czarnym lądzie”.

Przyznam, że lubię czasem poznać historie kobiet, które podążając za głosem serca wybrały życie w innej kulturze. Odmienne wychowanie, kultura, język to prawdziwe wyzwanie dla związku dwojga ludzi, więc człowiekowi robi się cieplej na sercu, gdy odkrywa, że niektórzy są w stanie poświęcić dla drugiej osoby wszystko, byle tylko być razem. Podobnie było z Corinne – sprzedała w Szwajcarii cały swój majątek, pożegnała przyjaciół i rodzinę, i wróciła do Afryki, by zostać żoną Lketingi. Jednak ta historia nie tylko mnie nie zachwyciła, ale na dodatek zirytowała tak mocno, że o mały włos nie rzuciłam książki w kąt już po kilku rozdziałach.

Szczerze mówiąc, nie rozumiem ogólnoświatowego zachwytu nad odwagą i niezłomnością pani Hofmann, której losy doczekały się nawet ekranizacji (Biała Masajka (2005), reż. Hermine Huntgeburth). Już od pierwszych stron książki dała się poznać jako osoba straszliwie wręcz naiwna, bezmyślna i nieodpowiedzialna. Dlaczego? Otóż, jaka trzeźwo myśląca osoba, porzuci całe swoje życie i ruszy w dzicz, by szukać mężczyzny, którego widziała jedynie przelotnie? Ktoś mógłby powiedzieć, że miłość właśnie taka jest – ślepa, irracjonalna. Owszem, ale czy można mówić o miłości, gdy tych dwoje nawet ze sobą nie rozmawiało? Ona była Szwajcarką, on Masajem, który po angielsku potrafił powiedzieć raptem kilka zdań. Co więcej, nie wydawał się aż tak zachwycony Corinne, co ona nim. Nie było żadnych deklaracji, nie było wyznań, nie była w zasadzie nic, co mogłoby tłumaczyć jej zachowanie. W pewnym momencie autorka sama przyznała, że już po pierwszym bodajże spotkaniu, spodziewała się wspólnych romantycznych wieczorów spędzanych pod afrykańskim niebem. Wyobraźmy sobie jej szok, gdy zdaje sobie sprawę, że życie w lepiance to trud i znój, a nie romantyczne porywy, a jej wyśniony książę nawet nie wie, co to pocałunek, bo w jego kulturze takie okazywanie uczuć po prostu nie istnieje.

W dwudziestym wieku dorosła Europejka powinna posiadać przynajmniej minimalną wiedzę o świecie. Powinna też mieć świadomość, że czasem różnice kulturowe są nie do pokonania. Przede wszystkim powinna jednak rozumieć, że nie można zmieniać i na nowo wychowywać trzydziestokilkuletniego człowieka. Corinne Hofmann brakowało tego wszystkiego. Miała pretensje do Lketingi za jego zachowanie, a przecież wynikało ono po prostu z kultury, w jakiej dorastał.

Żałuję, że złość na autorkę nie pozwoliła mi w pełni poczuć magii miejsca, w którym rozgrywa się akcja opisanych wydarzeń. Jest to chyba największy, o ile nie jedyny atut tej książki. Hofmann poznała życie afrykańskiej kobiety z najlepszej możliwej perspektywy – na własnej skórze. Czytając jej kolejne zmagania z losem, w tle możemy podziwiać opisy pięknych widoków, egzotycznych zwyczajów i rytuałów, które czasem zachwycają, a czasem szokują. Z tego względu nie należy Białej Masajki całkowicie odrzucać, a jedynie umieścić ją w gronie pozycji, po które sięgniemy raczej w ostateczności.

Moja ocena: 3/6

Recenzja została również opublikowana na Lubimy Czytać

Komentarze

  1. Dotychczas nie przeczytałam tej książki i widzę, że dobrze zrobiłam. Oglądałam film i muszę przyznać, że Corinne też mnie irytowała. Naiwność i niewiedza niektórych ludzi nie mają granic. Nie można domagać się europejskiego zachowania na odmiennym kulturowo kontynencie! Zawsze warto pomyśleć przed podejmowaniem tak ważnych życiowych decyzji, a nie działać pod wpływem chwili.

    OdpowiedzUsuń
  2. Film oglądałam , książki nie czytałam .Sama jednak napisałaś,że Corrine dała się ponieść sercu i podążyła za jego głosem ale czyż nie tak postępuje większość nas kobiet co potem odczuwamy na własnej skórze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teoretycznie mogłabym się zgodzić, bo w końcu serce nie sługa. Jednak dorosły człowiek powinien chyba kierować się choćby w minimalnym stopniu rozumem, a Corrine niestety tego nie robiła. Nie wiem, jak zostało to przedstawione w filmie, bo go nie oglądałam, w powieści jednak bohaterka podążyła do buszu za mężczyzną, którego widziała bodajże raz i który pewnie nawet nie był świadom jej "miłości". Napisałam to w cudzysłowie, ponieważ lektura kolejnych rozdziałów upewniła mnie, że to nie była miłość, a jedynie fizyczna fascynacja. Już dużo bardziej przypadła mi do gustu "Biała czarownica" :)

      Usuń

Prześlij komentarz