"Sprzedaliśmy dusze" Grady Hendrix

Muzyka może nadać życiu sens. Stać się ucieczką przed codziennością, problemami, otaczającym światem. Barierą, która nas chroni i odcina od niechcianych myśli. Może też być przekleństwem...



Dziewczyna z gitarą nigdy nie musi za nic przepraszać. 

Dla Kris Pulaski gra na gitarze była tak naturalna jak oddychanie. Nadawała sens codziennej egzystencji i stanowiła przepustkę do urzeczywistnienia się marzeń. Przez jedenaście lat całym jej światem był zespół Dürk Würk, jednak potem coś się popsuło. Coś się wydarzyło w Chacie Wiedźmy, azylu, do którego członkowie uciekali między koncertami, by odetchnąć i tworzyć dalej. Kris nie pamięta, czego była świadkiem, ma dziurę w pamięci. Wie jedno, od tego czasu Dürk Würk przestał istnieć, a ona przestała grać. Podobnie jak pozostali członkowie zespołu. Z wyjątkiem jednego, Terry’ego Hunta, który odniósł oszałamiającą karierę i którego twarz zdaje się śmiać z Kris z niemal każdego mijanego billboardu. Pewnego dnia w Pulaski coś pęka. Rzuca pracę w zapyziałym hotelu i wyrusza na poszukiwania dawnych kumpli z zespołu. To co odkrywa, przerasta jej oczekiwania i wymyka się logice. A pytanie o noc, podczas której rozpadł się Dürk Würk powraca niczym bumerang. 

Bazując tylko na tytule i okładce (swoją drogą klimatycznej i przyprawiającej o ciarki) można by oczekiwać czystej maści horroru z mocnym okultystycznym akcentem. Błąd! Wprawdzie grafika doskonale oddaje jeden z elementów powieści, to jednak nie on jest tu kluczowy. Sprzedaliśmy dusze nie jest bowiem typową powieścią grozy, chociaż są momenty, że trup się ściele, cyrografy są podpisywane w zaskakującej czasem formie, a pełzające robaki mogą przyprawić o mdłości. To raczej fragmenty scenografii, nadające klimat, ale nie przesądzające o wydźwięku całości.

O czym jest więc powieść Grady’ego Hendrixa? Dla niektórych może być przewrotną dosyć historią pogoni za marzeniami i walką o ideały młodości. I to walką za wszelką cenę i po trupach. Nie zawsze walką wygraną, bo czasem nawet zwycięstwo może być jedynie ułudą, która nie zaspokaja apetytu, bądź też ma gorzki smak. Dla innych smutną, refleksyjną opowieścią o tym, że pieniądz rządzi i niszczy – rozrywa przyjaźnie, plami honor, doprowadza ludzi do krawędzi i popycha do czynów, po których nie są w stanie spojrzeć sobie w oczy. 

I wreszcie, jest to opowieść o muzyce. Ciężkiej, metalowej, mrocznej. Odsłaniającej najciemniejsze zakamarki duszy, pozwalającej na ujście kotłującej się wewnątrz złości, będącej szansą na wyrażenie swojego bólu, poczucia niezrozumienia, frustracji. Nie tej słodko-pierdzącej papki puszczanej w stacjach radiowych i telewizji, ale takiej przyprawiającej o prawdziwe ciary. I to nawet, gdy nie jest się (już) fanem ciężkich brzmień. 

Dodatkowym smaczkiem, dla mnie osobiście świetnym, są niedopowiedzenia. Czym lub kim jest powracający nieustannie Ślepy Król. Co kryje się w trzewiach Ziemi, za zasłoną, która jedynie niektórym odsłania znajdujące się tam plugastwo. Gwarantuję, że fani Lovecrata będą zadowoleni. 


Mówiąc krótko, Sprzedaliśmy dusze to powieść łącząca elementy thrillera, horroru i powieści psychologicznej. Wciągająca, czasem refleksyjna, zaskakująco świeża i dobra.  



Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Vesper. 

Spodobał Ci się ten post? Nie przegap kolejnych, będzie mi miło, jeśli mnie polubisz :)

Komentarze