"Kosogłos" Suzanne Collins

Powoli wracam do świata żywych. Z naciskiem na powoli, bo kontakt ze światem zewnętrznym nadal mam ograniczony do minimum. Najgorszemu wrogowi nie życzę jednoczesnego zapalenia gardła i obydwu uszu, a potem na dokładkę zapalenia zatok. Z tego też powodu na blogu trwała kilkudniowa cisza, a Wasze ostatnie komentarze pozostały bez odpowiedzi. Albo ktoś rzucił na mnie urok, albo takie już moje szczęście - nie wiem, która opcja jest gorsza. To tyle prywaty, a teraz przejdźmy do rzeczy.

Tytuł Kosogłos
Autor Suzanne Collins
Wydawnictwo Media Rodzina
Data wydania 2010 
Stron
 376 
W minionym tygodniu na tapecie znalazła się trylogia Suzanne Collins, z której pierwszy tom mnie zachwycił, a drugi lekko rozczarował. Zanim dopadły mnie gorączkowe majaki, zdążyłam jeszcze skończyć „Kosogłos” i muszę przyznać, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Wielu uważa go za najsłabszą część i jest rozczarowanych zakończeniem, ale osobiście uważam, że jest znacznie lepszy niż „W pierścieniu ognia”, choć do poziomu jedynki nie doleciał. 

Dla niektórych, zwłaszcza nastoletnich czytelniczek, „Igrzyska śmierci” to opowieść o tragicznej miłości ukazanej na tle dojrzewającej rewolucji w totalitarnym państwie Panem. Dla mnie jest to jednak przede wszystkim opowieść, która pokazuje młodzieży (w końcu do niej jest przede wszystkim skierowana) brutalne mechanizmy władzy, rządów absolutnych i rewolucji, która zjada własne dzieci. 

Ten ostatni punkt został świetnie przedstawiony właśnie w „Kosogłosie”. Collins nie idąc utartymi ścieżkami młodzieżowych powieści dystopijnych, pokazała to, czego już dawno powinna nauczyć nas historia, a czego w swej naiwności bądź głupocie nie nauczyliśmy się do tej pory. Nie ma czegoś takiego jak pokojowa rewolucja, nie istnieje też recepta na nowy wspaniały świat pozbawiony wojen i brudnych gierek, których celem jest zdobycie władzy i największych wpływów. Każda poderwanie do walki, choćby i w słusznej sprawie z biegiem czasu staje się przepychanką wśród tych zasiadających najwyżej, nie będących bezpośrednio zaangażowanych w walkę. W powieści widzimy więc m.in. wysyłanie ludzi na rzeź, poświęcanie tych „niepotrzebnych”, by zrealizować ważniejszy cel, czy wreszcie manipulowanie i wykorzystywanie tzw. bohaterów czy ikon. Warto sobie przy tym zadać pytanie, czy podczas walki o to, w co wierzymy, naprawdę wszystkie chwyty są dozwolone? Czy przejmując metody działania wroga, nie stajemy się gorsi niż on? 

Collins zwróciła również uwagę na inny bardzo istotny aspekt każdego konfliktu zbrojnego – sposób przedstawienia go przez media. Chyba nikt nie łudzi się już, że telewizja pokazuje nam obiektywną prawdę (o ile taka w ogóle istnieje). Każdy materiał można tak zmontować, by bez problemu manipulować emocjami widzów i wszczepiać do ich umysłów jedną, słuszną wizję – to my mamy rację, a wroga trzeba zetrzeć na proch. Ale jeśli „nasi” zupełnie przypadkowo za wroga wezmą dziecko bądź ciężarną kobietę, to już zostanie przemilczane, by nie psuć morale oraz powszechnego przekonania o słuszności prowadzonych walk.

Wpleciona w to historia miłosnego trójkąta z jednej strony jest dosyć schematyczna (piękna niezależna dziewczyna, umięśniony przystojny buntownik oraz łagodny, zawsze wierny i dobry romantyk), z drugiej jednakże wyłamuje się z tego właśnie schematu ze względu na charakter głównej bohaterki oraz zakończenie. Katniss daleko do nastoletniej Julii szlochającej po kątach i szarpanej porywami serca. Owszem, szarpie się i to mocno, miota wręcz między Peetą a Galem, ale jej pobudki nie są tak oczywiste. Zwłaszcza że sami zainteresowani w pełni zdają sobie sprawę z wyrachowania swojej wybranki i zdają się w pełni z nim godzić.

Uważam, że „Kosogłos” to może nie idealne, ale udane zakończenie trylogii, mające więcej wspólnego z szarą rzeczywistością niż bajkowym happy-endem. I bardzo dobrze, gdybym chciała sięgnąć po baśń, wybrałabym „Śpiącą Królewnę” lub „Czerwonego kapturka” i to w wersji skierowanej do dzieci.

Komentarze

  1. Przeczytałam ,,Igrzyska śmierci" i bardzo mi się podobała ta książka. Będę czytać dalej :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację, zakończenie nie rozczarowuje, a daje do myślenia. Nie jest oczywiste i schematyczne. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie ta seria zaliczyła tendencję zniżkową - z każdą częścią było nieco gorzej. Chociaż nadal mi się podobało. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety, zgadzam się z koleżanką wyżej. Każda kolejna część była gorsza, jakby autorka pomału traciła tą iskrę i wenę, a szkoda, bo seria w całości zdecydowanie zasługuje na uwagę :)
    Pozdrawiam, Mz.Hyde

    OdpowiedzUsuń
  5. Już jakiś czas temu przeczytałam "Igrzyska śmierci", ale często wracam sobie do ulubionych (lub nawet przypadkowych) fragmentów.
    Na pewno przeczytam jeszcze nie raz.

    OdpowiedzUsuń
  6. a mnie nieco rozczarował ten tom. Zdecydowanie I był naj, najlepszy

    OdpowiedzUsuń
  7. Fakt udane zakończenie, lecz dla mnie najgorsza część serii.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ok, więc przeczytam. Kiedyś :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mnie zakończenie podobało się najmniej z całej trylogii ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wstyd się przyznać, ale jeszcze nie czytałam ;/ Na szczęście mam całą trylogię już na półce :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Coraz bardziej mnie przekonujesz, żeby sięgnęła po resztę trylogii w najbliższej przyszłości :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zdrówka Kasiu! Ból ucha gorszy od bólu zęba, nie wyobrażam sobie dwóch na raz... Teraz to już tylko lepiej musi być!
    No i zostałam sama z nieprzeczytanymi Igrzyskami... A nie, jeszcze Wiedźma. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Zapalenie ucha przechodzę co roku, ale dwóch na raz jeszcze nie miałam... Dobrze, że już jest prawie ok :)

      Usuń
  13. Zgadzam się z tym, że autorka świetnie pokazała mechanizmy wykorzystywane przez władze i to, że na wojnie nie ma tych jednoznacznie dobrych i tych absolutnie złych. I nawet walka w teoretycznie słusznej sprawie niesie ze sobą wiele wątpliwości moralnych. Niemniej oceniłam ten tom niżej ze względu na rozwiązanie wątku romansowego. Moim zdaniem autorka poszła na łatwiznę, bo mam wrażenie, że to nie Katniss dokonała wyboru, a po prostu tak się złożyło. W tej części postać Gale'a została też zmarginalizowana, a przecież to zawsze był ważny bohater. Irytowało mnie też to, że w kluczowych momentach Katniss traciła przytomność i już, też to dość wygodny zabieg.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do pewnych uproszczeń w wątku romansowym masz całkowitą rację, ale przymknęłam na nie oko, bo właśnie przedstawienie bez większych ogródek mechanizmów władzy bardzo mi się spodobało i przeważyło w końcowej ocenie :)

      Usuń
  14. Całą trylogię czytałam kilka lat temu, na długo przed tym całym szałem. Uwielbiam ją. ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. mnie nie do końca zadowoliła ta część, ale nie chodzi o to że zakończenie nie było bajkowe, a to jak się skończyło. Ten pomysł mi nie odpowiadał, a jej zachowanie względem chłopaków okropne.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz