"Apacze i Komancze" (recenzja)

Mając lat kilka nie mogłam napatrzeć się na „Pocahontas”, kilka lat później zaczytywałam się w powieściach Coopera, Curwooda i Sat-Okha, co przerodziło się w fascynację kulturą Indian północnoamerykańskich. A dzięki „Apaczom i Komanczom” w końcu sama trafiłam na prerię!


Cel gry
Każdy z graczy staje na czele indiańskiego plemienia, które walczy z innymi o dominację w pobliskich regionach i zasoby żywności (łososie, bizony i indyki). Wygrywa osoba, która zdobędzie ich najwięcej.


Opakowanie i zawartość
Wydawnictwo Egmont przyzwyczaiło mnie już do solidnego wykonania gier i tym razem również mnie nie zawiodło. W dużym pudle znajduje się:
21 kafelków prerii
44 znaczniki Indian
24 czółna
24 tipi
4 plansze graczy
16 znaczników akcji
totem
instrukcja

Wszystkie elementy zostały wykonane naprawdę dokładnie i, choć może zabrzmieć to nieco paradoksalnie, podczas gry naprawdę łatwo poczuć indiański klimat.


Rozgrywka
Na początku każdy z graczy otrzymuje planszę punktową, 2 tipi, 2 czółna, 4 znaczniki akcji oraz 7 znaczników Indian, z których trzy ustawia na planszy punktowej, by kontrolować ilość posiadanych zasobów. Na środku stołu należy ułożyć trzy startowe kafelki prerii, przedstawiające totem – będą stanowiły podstawę gry do rozbudowania. Pozostałe kafelki odkłada się na stos, w zależności od liczby grających uszczuplając ich liczbę o 2, 3 lub 6 sztuk.

Rozgrywka trwa kilka rund, z których każda podzielona jest na 4 etapy:
1. zmianę gracza rozpoczynającego
2. dobranie kafelka
3. wykonanie 4 akcji
4. podliczenie punktów

Gra jest bardzo dynamiczna – gracze wykonują pojedyncze akcje jeden po drugim aż dojdą do czterech i runda się zakończy. Do wyboru jest kilka możliwych zagrań – dołożenie kafelka (akcja obowiązkowa), zbudowanie lub powiększenie tipi oraz/lub czółna, przemieszczenie Indian na planszy oraz zbiórka Indian. Za każde działanie z wykorzystaniem Indian (o ile jest ich więcej niż jeden) gracz musi zapłacić konkretną, opisaną w specjalnej tabelce, ilością zasobów. Może również zrezygnować z przeprowadzenia akcji i wtedy zyskuje jedno zwierzę. 


Przesuwając Indian na wyłożonych kafelkach oraz budując i powiększając tipi oraz czółna gracze zdobywają przewagę w określonych regionach – na prerii, w górach bądź rzekach. Wiadomo – im więcej ma się „swoich ludzi”, tym więcej zwierząt przypada w udziale, nikt jednak nie wychodzi z danej rundy z zupełnie pustymi rękoma.

Podsumowanie
Gra spodobała mi się od pierwszego wejrzenia, już w chwili gdy zobaczyłam jej opakowanie, wiedziałam, że to właśnie TO. A kolejne rozgrywki jedynie utwierdziły mnie w przekonaniu, że warto było po nią sięgnąć. Gra się szybko i przyjemnie, a jednocześnie nie bezmyślnie – trzeba dobrze zaplanować wszystkie akcje, by ostateczna runda pozwoliła na zwycięstwo. Polecam!

Liczba graczy: 2-4 osób
Wiek: od 10 lat
Czas gry: około 60 min
Wydawca: Egmont
Projektant: Wolfgang Kramer, Michael Kiesling

Za udostępnienie egzemplarza gry serdecznie dziękuję Krainie Planszówek.

Komentarze

  1. Bo któż by nie chciał być apaczem? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe! Co prawda to już nie te czasy, kiedy każdy mały chłopiec (i czasami dziewczynka jak ja :) chciał się bawić w Indian, ale mam nadzieję, że gra znajdzie swoich amatorów :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się właśnie zastanawiam, czy dzieci to się w ogóle jeszcze w Indian kiedykowiek bawią...

      Usuń
  3. Super :D Sam jeszcze kilka, no kilkanaście lat temu zaczytywałem się we wszystkim co tyczy się Indian. Planszówka wydaje się ciekawa. Łapię ostatnio zajawkę na gry planszowe, ale pierwszą w kolejce do kupienia jest K2 - to związane jest z moim zainteresowaniem himalaizmem ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wychowałam się na westernach, których kiedyś było multum w telewizji. Mój synek bardzo lubi Indian i przebieramy się za nich - ja maluję twarz i plotę warkoczyki, a synek ma takie ubranko-kostium i tomahawk z toporka strażackiego :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz