"Misery" Stephen King

MiseryStephen King
Prószyński i S-ka, 2004
 
Aby napisać doskonałą powieść grozy, nie trzeba sięgać po elementy rodem z krwawego horroru. To nie wampiry czy wilkołaki, o których w dziennym świetle szybko blaknie wspomnienie, przerażają do szpiku kości. W końcu najbardziej nieobliczalną i najniebezpieczniejszą bestią na tym świecie jest pozornie zwykły człowiek.

Paul Sheldon zdobył sławę jako autor poczytnych, ale niezbyt ambitnych powieści romansowych o Misery. Jednak bohaterka, która przyniosła mu rozgłos, pieniądze i miłość niezliczonych wielbicielek, stała się jego przekleństwem. Chcąc odciąć się od tandetnych romansideł, mężczyzna uśmierca Misery w ostatnim tomie jej losów i pisze powieść, z której w końcu jest w pełni zadowolony. Niestety, niedługo jest mu dane cieszyć się nowo zdobytą wolnością – jadąc z manuskryptem nowej książki w teczce, ma wypadek na jednej z odludnych dróg. Gdy odzyskuje przytomność, okazuje się, że znajduje się w domu kobiety, która odnalazła jego samochód przy drodze. Dobra wiadomość jest taka, że Annie Wilkes jest pielęgniarką i wielką fanką jego powieści. Tych złych jest niestety więcej – kobieta jest chora psychicznie i nie daruje mu uśmiercenia Misery, kiedy ją odkryje.


Już od pierwszych stron oczywiste jest, że z Annie jest coś nie tak. Nie wezwała pogotowia i nie zabrała Paula do szpitala, zamiast tego postanowiła leczyć go samodzielnie przy użyciu końskich dawek silnie uzależniających leków przeciwbólowych i metalowych prętów do nastawienia zmiażdżonych nóg. Jej ataki wściekłości i niestabilność emocjonalna wywołuje przerażenie u Sheldona i gęsią skórkę u czytelnika. Napięcie narasta do samego końca, trudno jest przewidzieć, do czego jest w stanie posunąć się kobieta, której brak jakichkolwiek hamulców i którą potrafi doprowadzić do szału jedno źle dobrane słowo.

„Misery” to doskonała psychologiczna powieść grozy. King nie po raz pierwszy udowodnił, że potrafi kreślić świetne i wiarygodne portrety głównych bohaterów. I że wcale nie potrzeba ich wielu, by stworzyć wciągającą historię. Akcja toczy się właściwie w jednym pomieszczeniu i rozgrywa się między dwojgiem ludzi. Z jednej strony jest Paul, unieruchomiony, cierpiący, poddawany coraz to nowym torturom i karom, z drugiej Annie, coraz bardziej popadającą w szaleństwo. Wraz z upływem czasu ich wzajemne relacje zmieniają się, stosunek ofiary do kata staje się coraz bardziej skomplikowany i nabiera głębszych odcieni nienawiści, strachu, ale i uzależnienia. Sprawia to, że lektura jest po prostu ucztą dla czytelnika.

Podobnie jak w wielu innych powieściach („To”, „Worek kości”, „Mroczna połowa”, „Miasteczko Salem”) King w roli głównego bohatera umieścił pisarza. Stało się to już niemal jego znakiem rozpoznawczym. W przypadku „Misery” mamy do czynienia z autorem, który staje przed dwoma znaczącymi problemami. Po pierwsze, został ofiarą własnej twórczości  i nie chodzi tu jedynie o dosyć oczywisty problem, jakim jest spotkanie szalonej Annie. Sukces powieści o Misery sprawił, że by zaspokoić oczekiwania czytelniczek, mężczyzna czuje się zmuszony do pisania tego, na co nie ma ochoty. Po drugie, jesteśmy świadkami jego zanurzania się w pracę nad książką, podczas której musi zmierzyć się z brakiem weny twórczej i szukaniem właściwych pomysłów. Dodaje to smaczku lekturze i pozwala się zastanawiać, ile z samego Kinga jest w Sheldonie.

„Misery” nie bez powodu uznawana jest za jedną z najlepszych powieści Kinga, przeraża swą wiarygodnością i obrazem szaleństwa, jakie może tkwić w człowieku. Polecam!

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Czytam Kinga.

Komentarze

  1. Nom, jedna z moich ulubionych książek Kinga. Jeśli chodzi o budowanie napięcia, to zdecydowanie jest mistrzowska. I ta scena z kosiarką... :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano właśnie. Po co hektolitry krwi, skoro życie potrafi być dużo straszniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie to też jedna z ulubionych książek Kinga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że King nadal na tapecie :) Wiesz, że przez Ciebie będę musiała sięgnąć znów po jego książki, mimo że niedawno przeczytałam "Blaze"?

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyobraź sobie, że akurat tej powieści Kinga nie czytałam, oglądałam tylko ekranizację :/

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się, książka rewelacyjna. Ba, czytałem ją znając film na pamięć, a i tak telepało mną z emocji. Powieść jest zresztą dużo bardziej brutalna niż ekranizacja, gdzie nieco złagodzili zabiegi szalonej fanki na bohaterze ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dlatego właśnie tak bardzo lubię Kinga - dzisiejsze horrory nie umywają się do grozy, jaką prezentuje. Mam wrażenie, że definicja horroru przeszła w kierunku bezmyślnej rąbanki, a na to, co tworzą mistrzowie gatunku trzeba by wymyślić nowe określenie. W każdym razie opowieści oparte o dobre portrety bohaterów są moimi ulubionymi, a "Misery" mam zamiar przeczytać jeszcze w tym miesiącu. Wierzę, że się nie zawiodę. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeszcze nie czytałam nic Kinga, ale mam to w planach, a Misery(film) wywołał ostatnio u mnie porcję dreszczy, o których chciałabym zapomnieć, ciekawe jak bym odebrała ją jako książkę, muszę się przekonać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam, również polecam;) Zastanawiam się, czy teraz lepiej byłoby powrócić do powieści, czy też sięgnąć jeszcze raz po ekranizację;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Moja znajomość z Kingiem jest dość burzliwa. Uwielbiam jego historie, ale nudzi mnie i męczy jego gadulstwo (te opisyyy...) jednak muszę przyznać, że Misery wspominam bardzo miło! Bardzo mi się podobało :) napięcie i groza były :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ach "Misery"... Klasyka...Chyba muszę do niej wrócić... :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Poluję na nią w bibliotece od dłuższego czasu. ;) Niedługo pojawi się u mnie recenzja 'Zielonej mili'

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz