"Noce królowej" Mireille Calmel

Historia Eleonory Akwitańskiej to materiał na fascynującą powieść. Została zapamiętana przede wszystkim jako matka Ryszarda Lwie Serce, kobieta niezależna, świadoma swojej siły i pozycji. Okazuje się jednak, że nawet tak pasjonującą opowieść można zmienić w przeciętny historyczny romans, dodatkowo zabarwiony nieco absurdalnymi magicznymi akcentami.

Pierwsza połowa XII wieku. Piętnastoletnia Aliénor (swoją drogą, dziwi mnie nieco zachowanie przez tłumacza oryginalnej formy jej imienia, mimo że w Polsce powszechnie używa się jej spolszczonej wersji), księżniczka Akwitanii, zostaje poślubiona następcy francuskiego tronu, Ludwikowi. Nie zdaje sobie sprawy, że małżeństwo to jest owocem spisku – zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, powinna wyjść za mąż za Henryka Plantageneta, gdy tylko ten osiągnie wiek uprawniający go do zawarcia związku małżeńskiego. Jednak Anglicy nie pozostawiają spraw swojemu biegowi, jedną z najbliższych powiernic Aliénor zostaje jej rówieśnica, Loanna de Grimwald, która ma za zadanie pilnować interesów Henryka. Mają jej w tym pomóc jej niezwykłe zdolności – pochodząc bezpośrednio z rodu Merlina, dysponuje prawdziwymi czarodziejskimi mocami…


Mariaż faktów historycznych i wątku fantastycznego to niebezpieczna mieszanka, która łatwo może zaprowadzić autora na manowce i zaciągnąć w rewiry kiczu, wywołując u czytelnika nie dreszcze ekscytacji, a co najwyżej pełen powątpiewania uśmieszek. Jeśli szafuje się nimi dosyć subtelnie, jak na przykład uczyniła to Philippa Gregory we „Władczyni rzek” (gdzie również mamy potomkinię legendarnego rodu, będącą zauszniczką władczyni), efekt może być świetny. Niestety, Mireille Calmel całkowicie puściła wodze wyobraźni, efektem czego dostajemy do ręki wersję historii, w której kluczowe wydarzenia są efektem magicznych działań. Można też odnieść wrażenie, że gdyby nie działania Loanny, historia Europy wyglądałaby zupełnie inaczej.

Zdaję sobie sprawę, że autorka nie miała ambicji napisać powieści stricte historycznej, jednak osoba sięgająca po nią oczekując tego, co zapowiada napis na okładce, czyli historii Eleonory, poczuje się zawiedziona. Centralną postacią jest tutaj panna de Grimwald, sama księżniczka schodzi na drugi plan. Rozterki sercowe Loanny, jej magiczne zaklęcia i przywoływanie ducha Merlina, który kilkukrotnie ratuje ją z opresji to niekoniecznie to, czego oczekiwałam sięgając po tę powieść.

Niesprawiedliwością byłoby jednak stwierdzić, że książka nie ma plusów. Jeśli odsieje się fikcyjne i magiczne wątki, dostaniemy całkiem sporą dawkę historii dwunastowiecznej Francji, wraz z wyruszeniem Ludwika i Aliénor na II wyprawę krzyżową. „Noce królowej” zyskują także , gdy podejdzie się do nich jak do lekkiej, romansowej lektury. Wtedy sprawdzą się nieźle – czytelniczki dostaną bogaty wątek romansowy, liczne namiętne sceny łóżkowe i główną bohaterkę, będącą obiektem westchnień co drugiego mężczyzny. Niestety, dwa wątki przedstawione przez autorkę są tak wyeksploatowane w tego typu literaturze, że budzą raczej niesmak. Jednym z nich jest scena porwania Loanny przez mężczyznę, którego odrzuciła, a drugim motyw zaginięcia jej ukochanego, który po kilkunastu miesiącach w niezwykłych okolicznościach się odnajduje. 

Podsumowując, „Noce królowej” to nie powieść historyczna, ani zbeletryzowana biografia, a romans historyczny inspirowany losami Eleonory Akwitańskiej. Nie jest to książka dla osób szukających prawdy historycznej o Eleonorze, ani powieści na miarę cyklu tudorowskiego Philippy Gregory. Z pewnością zainteresuje jednak czytelniczki szukające opowieści o miłości i namiętności z domieszką magii zaserwowanej w średniowiecznych klimatach. 

Książkę poznałam w ramach wyzwań Book-Trotter (literatura francuska) oraz Blackout.
Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu Książnica, wchodzącemu w skład Grupy Wydawniczej Publicat.

Komentarze

  1. No to chyba sobie odpuszczę, choć miałam wielką ochotę na tę książkę, gdy ją zobaczyłam w zapowiedziach. Znając siebie, też bym pewnie porównywała z Gregory:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zainteresowałam się tą książką, gdy tylko zobaczyłam ją w zapowiedziach, ale mój entuzjazm wobec niej zdążył już opaść. Trochę boję się rozbudowanego wątku fantastycznego.

      Usuń
    2. Wątek fantastyczny to przede wszystkim czary Loanny i pojawiająca się w kilku momentach postać Merlina, osobiście mnie to irytowało, bo zupełnie nie takiej historii się spodziewałam, ale skoro jesteście ostrzeżone, powieść będzie Wam się czytało zupełnie inaczej niż mnie :)

      Usuń
  2. Co do imienia królowej - mnie akurat ta forma nie dziwi, mam biografię z PIW-u, w której też występuje forma Alienor - w sumie nawet bardziej melodyjna i ładnie brzmiąca :D
    Trochę szkoda, że książka jest...jaka jest. Miałam spore oczekiwania co do niej, no, ale właśnie się za nią zabieram, zobaczymy, jak będzie :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ALienor ładniej brzmi niż Eleonora, ale nie podoba mi się brak konsekwencji - na okładce jest zapowiedź historii Eleonory Akwitańskiej, a na pierwszych stronach wyskakuje Alienor :)

      Usuń
  3. Może sięgnę po tą książkę, nastawiając się jednak na lekką lekturę a nie powieść historyczną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z takim nastawieniem powinna Ci się jak najbardziej spodobać :)

      Usuń
  4. Lubię powieści historyczne, ale taki twór jest dla mnie mało interesujący. Uważam że tego typu książki, są pisane dla hm... czytelniczek, które nie mają zbyt dużych wymagań względem lektury. Nie podobają mi się takiego typu misz-masze :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli dla tych głupszych czytelniczek, tak? No mnie ta książka bardzo się podobała, ale tą głupszą wcale się nie czuję. Przykre jest to, co piszesz.

      Usuń
  5. A mnie ta książka wcale nie zraziła. Wcale nie jest taka zła, i będę jej bronić. Wciąż widzę te porównania do Philippy Gregory i trochę już się nimi znudziłam. W "Czarownicy" pani Philippa tak mocno popuszcza wodze fantazji, że ja miałam poważny problem z jednoznacznym stwierdzeniem, czy to na pewno pisała Gregory, czy nie przypadkiem jakiś ghostwriter. Pisarz od tego ma wyobraźnię, żeby się nią posługiwać, nawet jeśli pisze powieści historyczne. Beletrystyka historyczna to nie książki pisane na faktach w 100% i o tym trzeba pamiętać. Od tego mamy literaturę faktu. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że masz odmienny punkt widzenia, bo daje to możliwość konstruktywnej dyskusji :)
      Co do porównania z prozą Gregory to trudno go uniknąć, zwłaszcza że tematycznie "Noce królowej" są podobne do jej cykli (tudorowskiego i Wojny Dwu Róż). Spodziewałam się po tej książce właśnie czegoś podobnego do nich, a nie do "Czarownicy" z tego prostego względu, że mamy tu do czynienia z postacią historyczną. O ile Philippa puściła wodze wyobraźni w "Czarownicy", o tyle tam, gdzie zabrała się za prawdziwą historię, pokazała prawdziwy kunszt.
      Mam nadzieję, że moja chaotyczna wypowiedź jest zrozumiała :)

      Usuń
    2. Jest zrozumiała :-) W "Czarownicy" wygląda to tak, że mamy mowę o czasach Henryka VIII i jest on w tle. Nie pokazuje się czytelnikowi na oczy, że się tak wyrażę. ;-) Wszystko, co widzimy, to główna bohaterka parająca się magią, no i oczywiście masa scen perwersyjnego seksu. Nie skreśliłam bynajmniej Gregory po tej książce. Owszem, byłam zaskoczona, ale ja bardzo lubię, jak autor eksperymentuje z gatunkami, więc mnie takie zabiegi nie zrażają. :-)

      Usuń
    3. Generalnie eksperymenty też lubię, ale wtedy gdy się ich przynajmniej częściowo spodziewam. W tym przypadku książkę odebrałam przede wszystko jako romans, w którym wydarzenia historyczne grają niezbyt istotne tło. A spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Nie wykluczam, że gdybym sięgnęła po nią właśnie oczekują lekkiego romansidła, byłabym zadowolona.

      Usuń
  6. Czytałam lata świetlne temu i rzeczywiście odebrałam jako romansik, w ogóle nie pamiętam, że to dotyczyło prawdziwych postaci historycznych... Ale czytało się przyjemnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz Olu, jaka niespodzianka ;) Postaci historycznych pojawia się tu zaskakująco wiele, choć ile mają związku z ich prawdziwym wizerunkiem to już inna historia ;)

      Usuń
  7. Miałam nadzieję, że będzie to coś w stylu Philippy, albo C.W.Gortnera, a tu taki zonk. Na obecną chwilę sobie odpuszczę, ale w przyszłości jeśli będę miała chwilę czasu i pieniędzy to czemu się tak nie rozerwać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To inna półka niestety, nie ma co jej porównywać np. z "Wieczną księżniczką" czy "Ostatniąkrólową"...

      Usuń
    2. Ahh, akurat te dwie czytałam i tak się zachwyciłam, że mam już całą resztę na półce :) No szkoda, przydałby się jeszcze jakiś taki zacny pisarczyk :)

      Usuń
  8. To jakieś fantasy z historią w tle, w takim razie :) No i, oczywiście, mnóstwo romansu, co już, powiedzmy sobie szczerze, stało się dla mnie nudne. Przynajmniej ja tak to widzę - wcale nie powiedziałbym, że to romans historyczny/powieść historyczna.
    Pozdrawiam
    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jeśli miałabym oceniać sztywno ramy gatunkowe określiłabym ją jako romans historyczny z elementami fantastycznymi :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  9. A tak się ucieszyłam, że to nawet zbeletryzowana biografia. Na romansową lekturę jakoś specjalnie nie mam ochoty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do biografii jej daleko, chyba że masz ochotę czytać o niewyżytym apetycie seksualnym Alienor, który przejawiała mając już 12 (sic!) lat.

      Usuń
  10. W takim razie, przyjemnej lektury ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Skoro to nie jest powieść historyczna - to raczej nie skuszę się na nią.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz