"Uniwersum Metro 2033: Za horyzont" Andriej Diakow

Tytuł Za horyzont
Tytuł oryginału:
 Mempo 2033: За горизонт
Cykl Uniwersum Metro 2033
Autor: 
Andriej Diakow

Wydawnictwo Insignis
Data wydania 2013-10-09

Stron 480
Wielu fanów Uniwersum Metro 2033 ucieszyła wiadomość, że wbrew początkowym zapewnieniom, Andriej Diakow postanowił napisać kontynuację losów Tarana i Gleba, a tym samym zakończyć trylogię o petersburskim stalkerze i jego przybranym synu. Po świetnych pierwszych tomach („Do światła” oraz „W mrok”) moje oczekiwania odnośnie powieści „Za horyzont” były naprawdę wysokie. Niestety, jak to zwykle bywa, gdy człowiek spodziewa się czegoś wyjątkowego, po zakończonej lekturze pozostaje niedosyt i pewien niesmak.

Taran i jego towarzysze znani z poprzedniego tomu stają w obliczu jednego z najtrudniejszych, a jednocześnie najważniejszych zadań w swoim życiu. Podczas gdy petersburskie metro pogrąża się w wojnie wywołanej przez wegan, oni wyruszają w pozornie straceńczą podróż do Władywostoku, gdzie mają nadzieję odnaleźć ślady projektu Alfejos. Gdyby udało się wprowadzić go w życie, byłoby możliwe usunięcie z powierzchni ziemi skutków promieniowania. Śmiałkowie mają do przemierzenia kilka tysięcy kilometrów przez kraj opanowany przez zmutowane potwory oraz pozbawionych sumienia ludzi, którym udało się przeżyć katastrofę nuklearną. Czy ich misja ma jakiekolwiek szanse na powodzenie?

W przeciwieństwie do większości powieści wchodzących w skład Uniwersum Metro 2033, z wyjątkiem pierwszego krótkiego rozdziału, akcja „Za horyzont” toczy się wyłącznie na powierzchni. W drodze przez całą niemalże Rosję, bohaterowie napotykają wiele przeszkód i trudności, a liczyć mogą jedynie na siebie. Raczej trudno mówić tu o zaskakujących zwrotach akcji, niemniej jednak pod względem fabularnym książka całkiem dobrze uzupełnia całą trylogię. Na tym niestety kończą się jej plusy, bowiem niezły pomysł i dosyć sprawne wykonanie nie wystarczą, by móc nazwać powieść dobrą.

Z wielkim żalem dostrzegłam zmiany, jakie zaszły w głównych bohaterach. I raczej trudno wytłumaczyć je przeżytymi doświadczeniami, a raczej nietrafionym pomysłem autora, który znienacka postanowił obdarzyć stworzone przez siebie postaci nowymi charakterami. Taran zmienił się z twardego, bezkompromisowego stalkera w niezdecydowanego faceta, którego coraz trudniej darzyć sympatią. Dla odmiany nastoletni Gleb zaskakuje spostrzegawczością i inteligencją, których nie wykazywał wcześniej w aż tak znaczącym stopniu. Zdawać by się mogło, że to on powinien stać na czele grupy weteranów i komandosów, co zakrawa na prawdziwą ironię i trąci naiwnością. Relacje między Taranem i Glebem uległy znaczącej zmianie i przyznam szczerze, że szczerze męczyły mnie ich utarczki, które przypominały rozmowy młodocianego buntownika i jego nadto przewrażliwionego tatusia. Na dokładkę dostajemy jeszcze Aurorę, która z rezolutnego, inteligentnego dziewczęcia przeobraża się w nieustannie krzyczącą ze strachu, zahukaną dziewuszkę kryjącą się po kątach.

Zakończenia dwóch poprzednich tomów przypominały nieco sceny z filmów akcji klasy B, zaś w trzeciej części Diakow postanowił trzymać się tej konwencji wprowadzając przerysowaną postać arcyłotra - Sungata, przywódcy Stepowych Psów. Kierując się trudną do zrozumienia nienawiścią i zajadłą żądzą zemsty podąża on tropem Tarana, wyskakując niczym diabeł z pudełka w najmniej oczekiwanych momentach i uniemożliwiając głównym bohaterom osiągnięcie celu.

Ostatnią zaś rzeczą, która na przemian drażniła mnie, bądź też wywoływała pobłażliwy uśmieszek, był język, jakim napisana została książka. Z kolejnych stron atakowały mnie „złowieszcze cienie”, „krwiożerczy weganie” (sic!), „zdradziecki wróg” i inne krasomówcze twory, które zamiast budować nastrój grozy wywoływały efekt odwrotny do zamierzonego.

Trudno mi jednoznacznie ocenić tę powieść, bowiem stanowi integralną część trylogii. Naprawdę żałuję, że po dwóch rewelacyjnych tomach, ostatnia część mająca być zwieńczeniem całości wypada słabo. Myślę jednak, że - pomimo jej mankamentów - czytelnicy, którzy rozpoczęli przygodę z Taranem i Glebem, sięgną po nią choćby po to, by poznać ich dalsze losy. Czy żałuję spędzonego z nią czasu? Nie, natomiast szczerze żałuję, że nie dorównała swoim poprzedniczkom.

Moja ocena: 3+/6

Przeczytaj recenzje pozostałych tomów cyklu: 

Książkę przeczytałam w ramach wyzwań Book-Trotter oraz Rosja w literaturze.

Za egzemplarz książki do recenzji serdecznie dziękuję Agencji AIM Media

Komentarze

  1. Niezbyt pochlebna ta recenzja :( Miałem nadzieję że to będzie zwieńczenie wspaniałego cyklu Diakowa, a tu taki klops. Musze ją koniecznie przeczytać i samemu się przekonać czy podzielam Twoje zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no niestety klops. Poprzednimi tomami byłam zachwycona i też spodziewałam się naprawdę świetnej lektury, a wyszło jak wyszło...

      Usuń
  2. Mimo, że "Metro" mną nie zachwyciło to mam w planach przeczytanie tej trylogii. Wedle recenzji i zapowiedzi całe Uniwersum bardziej mi przypadło do gustu. Co z tego będzie... niewątpliwie Przyszłość zna odpowiedź. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że pierwsze dwa tomy trylogii Diakowa Ci się spodobają :) A samo Metro akurat mnie zachwyciło, o czym zresztą wiesz :)

      Usuń
  3. Książki z tej serii uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jesteśmy dwie :) Choć niestety i w tym cyklu zdarzają się wpadki...

      Usuń
  4. A ja własnie zaczęłam Metro 2033 Głuchowskiego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że Ci się spodoba, ja byłam zachwycona :)

      Usuń
  5. Do światła i W mrok mam w planie - jeden tom już nawet czeka u mnie na półce. Nie spodziewałam się, że będzie kontynuacja tych dwóch części, a tu niespodzianka. Szkoda tylko, że słabo wyszło. Ale jak mi się poprzednie spodobają, to nie będzie rady - i ten przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja od razu jak sięgałam po "Do światła" to płynnie przeszłam do tomu drugiego, na trzeci czekałam z niecierpliwością, no ale wyszło, jak wyszło...

      Usuń
  6. "Za horyzont" to zdecydowanie najsłabsza część trylogii. Również niedawno recenzowałem ją i doszedłem do podobnych wniosków co do postaci i fabuły. No a postać Sungata to już zdecydowana przesada :)

    Czekam na "Metro 2035" i mam nadzieję, że będzie lepsze niż "Metro 2013" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, przy Sungacie to już nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać :) Przede mną jeszcze "Metro 2034", mam nadzieję, że uda mi się z nim wyrobić w tym miesiącu.

      Usuń
  7. Ech, wielka szkoda, że ostatnia część nie spełnia oczekiwań. Cieszę się, że Diakow konsekwentnie umieszcza akcje na powierzchni, ale ta zmiana charakterów postaci też chyba nie przypadnie mi do gustu. Zaczęłam znajomość z tą trylogią, więc ją skończę, ale nie nastawiam się na rewelacyjny finał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no szkoda... zwłaszcza żal mi postaci Tarana, bo wolałam go jako twardziela...

      Usuń
    2. Trudno mi teraz wyobrazić sobie, że Taran z twardziela robi się jakiś taki... rozmemłany :(

      Usuń
  8. Cała seria wciąż przede mną:)

    OdpowiedzUsuń
  9. No cóż, jak się powiedziało A to należy powiedzieć i B, czyli kupić i przeczytać mimo złych opinii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę się nie zgodzić. Zresztą nawet mimo wpadki z trzecim tomem, po kolejny też bym sięgnęła.

      Usuń
  10. Cała seria jeszcze przede mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. i przede mną :)). Ale ma już na półce "Metro 2033" i "Metro 2033. Korzenie niebios".

      Usuń

Prześlij komentarz