"Dni krwi i światła gwiazd" Laini Taylor


Dni krwi i światła gwiazdLaini Taylor
Amber, 2013
Pamiętacie, jak na końcu „Romea i Julii” Julia budzi się w krypcie, a Romeo nie żyje? Myślał, że ona umarła, więc zabił się obok niej?[…] Więc wyobraźcie sobie, że ona się obudziła, a on wciąż żył, ale… - Przełknęła ślinę, czekając, aż głos przestanie jej drżeć. – Ale on zdążył zabić całą jej rodzinę. I spalił jej miasto. I zabił, i zniewolił jej ludzi.


Zakończenie pierwszej części cyklu o niebieskowłosej Karou, ludzkiej dziewczynie o duszy chimery, stanowiło ogromny szok dla większości czytelników. „Dni krwi i światła gwiazd” to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń opisanych w „Dziewczynie dymu i kości” i już od pierwszych stron gwarantuje emocjonalny roller coaster.

Karou zniknęła. Nikt nie wie, co się z nią stało. Zuzana, jej najlepsza przyjaciółka, jako jedyna łącząca dziewczynę ze światem ludzi, martwi się, że spotkało ją coś strasznego. Nie myli się, Karou wprawdzie nie zginęła, jednak po dotarciu do miasta chimer, w którym pozostawiła wszystkich bliskich, znalazła jedynie spalone ruiny. Rozpacz i nienawiść do aniołów, które zniszczyły wszystko, co kochała, sprawiają, że dziewczyna sprzymierza się z dotychczasowym wrogiem, Białym Wilkiem. Jednocześnie Akiwa, który doprowadził do upadku miasta chimer, nie potrafi sobie tego wybaczyć. Zdaje sobie sprawę, że nieodwracalnie stracił miłość i zaufanie Karou, postanawia jednak choć częściowo odpokutować za swoje czyny i powstrzymać serafińskiego Imperatora przed dalszym pogromem chimer.
Lekturę „Dni krwi i światła gwiazd” rozpoczęłam z niecierpliwością i dużym zainteresowaniem. Byłam bardzo ciekawa, jak autorka poprowadzi dalej tę historię i czy nie potraktuje zbyt lekko czynu, jakiego dopuścił się Akiwa. Bądź co bądź pierwszy tom cyklu wpisywał się w kanon gatunku paranormal romance, choć od razu należy zaznaczyć, że na tle wielu powieści z tej kategorii, wyraźnie wyróżniał się głębszym przesłaniem i oryginalnością. Autorzy licznych książek tego typu przyzwyczaili nas do tego, że historia romansu głównych bohaterów jest motywem przewodnim powieści i nic innego właściwie się nie liczy – ich miłość wszystko zwycięża i wszystko wybacza. Istniało więc ryzyko, że i Laini Taylor pójdzie nieco na skróty i doprowadzi do ponownego, szybkiego pogodzenia się Karou i jej anielskiego kochanka. Na szczęście tak się nie stało. Drugi tom cyklu „Córka dymu i kości” to nie jest słodka opowieść o miłości, to przede wszystkim historia brutalnej wojny, w której wszystkie chwyty są dozwolone.

W przeciwieństwie do poprzedniej części, tym razem akcja powieści toczy się przede wszystkim w alternatywnym świecie zamieszkałym przez chimery i anioły. Z jednej strony imperium stworzone przez serafinów nasuwało mi skojarzenia z Cesarstwem Rzymskim, które systematycznie, bezlitośnie podbijało kolejne krainy i w którym także panowało niewolnictwo. Z drugiej strony, opisy ataków aniołów na bezbronne chimery-cywilów, zabijanie kobiet, dzieci i starców, ponieważ także są „wrogami”, a co gorsze mogą wspierać powstańców, przywodziło na myśl konflikty na Bałkanach i Bliskim Wschodzie. Z pewnością łatwiej jest pisać o fantastycznych stworzeniach, nie opowiadając się otwarcie po żadnej ze stron, które walczą w realnym świecie. Wydźwięk powieści jest jednak jasny i klarowny – wojna to zło, a zemsta rzadko kiedy doprowadza do zakończenia konfliktu; wręcz przeciwnie - nakręca jedynie spiralę nienawiści. Jedynym rozwiązaniem jest zaprzestanie walk, czy to jednak możliwe, gdy każda ze stron straciła kogoś z rodziny? Czy można wybaczyć doprowadzenie do śmierci najbliższych?

Wydanie „Córki dymu i kości” zachwyciło mnie okładką. Tej magii zabrakło mi jednak w oprawie drugiego tomu, która nie przyciąga tak wzroku i brak jej tego „czegoś”. Dziwi mnie także ujawnianie w opisie książki wydarzeń, które mają miejsce dopiero w końcowych rozdziałach i właściwie nie mają większego wpływu na fabułę drugiego tomu cyklu.

„Dni krwi i światła gwiazd” to książka, która w każdym w zbudzi wiele emocji i skłoni do przemyśleń; trudno przejść koło niej obojętnie. Jest to opowieść o wojnie, miłości i nadziei, która przecież umiera ostatnia. To porywająca kontynuacja, a otwarte zakończenie sugeruje dużą porcję wrażeń w kolejnym tomie cyklu, którego już z niecierpliwością wypatruję.

Recenzję pierwszego tomu cyklu, "Córka dymu i kości", znajdziecie tutaj.

Tekst stanowi oficjalną recenzję dla portalu Secretum.pl



Komentarze

  1. Oj, ty już po lekturze drugiej części, a ja do tej pory nie zdołałam dorwać pierwszej! Ale dobrze, poczekam, aż zrecenzujesz całą serię, by przekonać się, że jako całość nie rozczarowuje:P
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja sięgnęłam po pierwszy tom już po premierze drugiego :) A trzeciego chyba się nie doczekam - autorka jeszcze go nie napisała, o ile dobrze kojarzę...

      Usuń
  2. Pierwszą część wspomina bardzo miło to po tę zapewne też sięgnę;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ah, nie mogę się już doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam pierwszą część! Tę z pewnością przeczytam i strasznie się cieszę, że nie okazała się gniotem i ze autorka potrafi ciekawie poprowadzić historię. :>

    OdpowiedzUsuń
  5. Już przy pierwszej części się martwiłam, że jestem zacofana, ale teraz to już mnie dobiłaś... Nigdy nie nadrobię tych zaległości:-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero była premiera drugiego tomu, a trzeciej nawet nie widać w zapowiedziach amerykańskich, wiesz masz czas :)

      Usuń
  6. Bardzo Ci zazdroszczę! :) Pierwszą część "Córkę dymu i kości" uwielbiam i na pewno sięgnę po jej kontynuację :)
    Masz rację... okładka niestety nie powala ale z Twojej recenzji mogę wywnioskować, że na treść nie ma co narzekać :)
    Pozdrawiam i dodaje do obserwowanych :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz