"Zanim nadejdzie ciemność" Susan Wiggs

Tytuł: Zanim nadejdzie ciemność
Tytuł oryg. Home Before Dark
Autor: Susan Wiggs
Wydawnictwo: Mira
Data wydania: 2012-09-28
Stron 448

Moje pierwsze spotkanie z twórczością Susan Wiggs w postaci powieści obyczajowej „Obudzić szczęście” było całkiem udane, dlatego chętnie sięgnęłam po kolejną książkę jej autorstwa, „Zanim nadejdzie ciemność”. Opis zaprezentowany przez wydawnictwo wzbudził moją ciekawość i oczekiwałam, że powieść zapewni mi kilka godzin przyjemnej lektury. Muszę jednak przyznać, że choć nie jest ona zła, nieco mnie rozczarowała. Sądząc po opisie, można by spodziewać się poruszającej, pełnej dramatyzmu powieści. Pierwsze rozdziały dają nawet nadzieję, że tak będzie, potem jednak rozmywa się to nieco na rzecz łzawej historyjki i niezbyt przekonującego mnie romansidła.

Jessie Ryder to znana i utalentowana pani fotograf, przemierzająca wzdłuż i wszerz najbardziej niezwykłe i niebezpieczne zakątki globu. Świat ogląda z perspektywy obiektywu, dlatego diagnoza lekarska wywraca jej życie do góry nogami – kobieta nieuchronnie traci wzrok, a procesu tego nie może w żaden sposób powstrzymać. Jessie pozostało jedynie kilka miesięcy, zanim wszystko co zna pogrąży się w ciemności. Dlatego też decyduje się na bolesny i trudny krok – chce poznać Lilę, swoją córkę, którą urodziła mając dwadzieścia jeden lat i którą oddała do adopcji. Problem w tym, że adopcyjną matką dziewczyny jest Luz, rodzona siostra Jessie. Ryder nie licząc się z uczuciami najbliższych postanawia zdradzić Lili prawdę.

Jak już wspomniałam, pierwszą połowę książki czyta się naprawdę dobrze. Poznajemy Jessie i Luz, siostry, które pozornie są tak różne, a jednocześnie tak wiele je łączy. Obydwie są napiętnowane trudnym dzieciństwem, w którym zabrakło im ciepła i miłości matki – utytułowanej mistrzyni golfa, która rozwijała swoją karierę kosztem opieki nad córkami. Życie żadnej z tych kobiet nie jest kolorowe i każda skrycie zazdrości drugiej – niezależna podróżniczka Jessie marzy o rodzinie i stabilizacji, a mająca czworo dzieci i wiecznie zapracowanego męża Luz o możliwości spełnienia własnych pragnień i ukończeniu przerwanych studiów.

Historia traci jednak impet i oryginalność, gdy na horyzoncie pojawia się super przystojniak Dusty, młody wdowiec z dwuletnią córeczką, który z miejsca szaleńczo zakochuje się w Jessie. Oboje są po ciężkich przejściach (choć jego historia  nie jest może niewiarygodna, bo i takie się zdarzają, ale jest wyjątkowo mało prawdopodobna), a jednak z miejsca wiedzą, że są dla siebie stworzeni. Mało tego, powściągliwy Dusty, trzymający na dystans wszystkie kobiety od chwili śmierci żony, na drugim bodajże spotkaniu, rzecze do Jessie coś w deseń „Chodźmy uprawiać seks”. Może to kwestia niezgrabnego tłumaczenia, a nie stylu autorki, ale bardziej mi się chciało śmiać, niż wczuwać w nastrój tej opowieści.

„Zanim nadejdzie ciemność” świetnie sprawdza się jako lekka, romansowa lektura i oceniając ją w tej kategorii wypada naprawdę nieźle. To jednak wszystko, co może nam ona zaoferować. Spodziewałam się po tej lekturze czegoś więcej, głębi, mocniejszego przesłania - tego niestety nie odnalazłam.

W kategorii „romans”:  moja ocena to 4+/6.
W kategorii „powieść z przesłaniem”: 2/6


Recenzja ukazała się również na stronie Lubimy Czytać

 Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Mira


 

Komentarze

  1. Widzę , że mamy niemal identyczne zdanie . Ja jednak jakieś tam przesłanie odnalazłam ale podobnie jak ty liczyłam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano szkoda, "Obudzić szczęście" było całkiem interesującą lekturą:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Podoba mi się Twoja podwójna ocena - niby drobiazg, ale wszystko staje się jasne. "Chodźmy uprawiać seks" też jest niezłe:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyszłam właśnie z założenia, że w tym przypadku ocena ogólna mogłaby być nieco krzywdząca, bo dla fanek romansów książka pewnie będzie w sam raz, natomiast nie doszukałam się w niej wiele więcej niż właśnie historii miłosnej, choć opis zapowiadał coś nieco odmiennego...

      Usuń
  4. O, pierwsza tak sceptyczna recenzja "Zanim nadejdzie ciemność", jaką mam okazję czytać. Każda wcześniejsza była niemal peanem na cześć tej cudownej historii, którą napisała Susan Wiggs, a tu proszę, pierwsza skaza. Cóż, sama czytałam jedną książkę tej autorki - "A między nami ocean" - która bardzo mi się spodobała, więc z pewnością nie skreślę kolejnego jej tytułu po Twojej recenzji, ale będę podchodzić do niego ostrożniej i z mniejszym entuzjazmem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może ja jakaś inna jestem i się nie znam? ;) A tak poważnie, to w porównaniu z poprzednią książką autorki, ta wypada dużo słabiej, dlatego jestem zawiedziona.

      Usuń
  5. hmmm... miałam ochotę na tę książkę, ale teraz, po Twojej recenzji, chyba wpierw dwa razy się zastanowię, zanim po nią sięgnę

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo lubię książki Susan Wiggs, zwłaszcza te z cyklu "Kroniki znad jeziora". Bardzo chciałabym przeczytać "Zanim nadejdzie ciemność".

    Wspominana przez ciebie scena typu „Chodźmy uprawiać seks” może być wynikiem okrojonego tłumaczenia. Niestety miałam okazję porównać niektóre książki wydane przez Mirę i ich wersje angielskie, okazuje się, że wiele opisów zostaje pomijanych w rodzimym tłumaczeniu, a niektóre dość obszerne rozmowy zostają maksymalnie skrócone - przekazana zostaje jedynie główna myśl wywodu. Tak, że niekiedy rozmowa, która jest zamieszczona na całej stronie zamyka się w trzech zdaniach. Niestety okrojone tłumaczenia zdarzają się nie tylko w Mirze.

    Najgorsze okrojenia na jakie trafiłam były we "Wschodzącym Księżycu" Keri Arthur - tam wydawca poszalał: wycięto opisy i wątki niezbędne do pełnego zrozumienia akcji, a jedna z postaci, która miała spory udział w fabule została niemal całkowicie usunięta z polskiego wydania książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam, że praktykuje się takie rzeczy... Byłam zawsze święcie przekonana, że tłumaczenie powieści powinno być maksymalnie wierne oryginałowi, a tu klops. Dobrze, że mi to uświadomiłaś :)

      Usuń
  8. O nie... Właśnie mam tę książkę na półce i miałam wielkie nadzieje względem niej, ale widzę, że jednak mogę rozczarować się. W takim razie będę musiała nastawić się raczej na romans, a nie na powieść niosącą przesłanie - w takim wypadku ostateczny bilans wyjdzie lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako romans książka się sprawdza, ja podeszłam do niej z nieco głębszymi oczekiwaniami i stąd ta sceptyczna ocena...

      Usuń
  9. Jestem właśnie w trakcie czytania. Niedługo i u mnie pojawi się recenzja. Do tej pory czytałam same pozytywne opinie na temat tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak by nie było, moja nie jest jakaś negatywna, raczej w dużej mierze stonowana ;)

      Usuń
  10. Miałam kilka razy w ręce jejksiązki, ale zawsze z przekonanaia ze to bedzie pewnie jakiś romans odkłądałam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz