"Ognie na skałach" Rafał A. Ziemkiewicz

Tytuł Ognie na skałach 
Autor Rafał A. Ziemkiewicz 
Wydawnictwo Fabryka Słów 
Data wydania 2005-11 

Stron 240 
Jeszcze zanim ukazała się na rynku, pierwsza powieść fantasy Ziemkiewicza wzbudzała już wiele emocji. Po takim autorze można było się spodziewać niemalże arcydzieła, a co wyszło? Wielkie nieporozumienie...
Akcja rozgrywa się w małej nadmorskiej krainie, gdzie rządy sprawuje słynny niegdyś książę-bohater. Dawniej opiewany w legendach na wszystkich wielkich i małych dworach, pogromca złego czarnoksiężnika i wybawca pięknej księżniczki, dziś okazuje się być zdziwaczałym i unikającym ludzi odludkiem. Upadek księcia splata się z nieszczęściem jego poddanych - nadmorskie wioski są nawiedzane przez tajemniczego stwora, który płoszy ryby i szlachtuje rybaków, książę natomiast i jego drużyna zdają się bagatelizować problem. Taką sytuację zastaje główny bohater, Żegost, najemny wojak wędrujący w poszukiwaniu zarobku i przygody, i postanawia samodzielnie rozwikłać tę zagadkę. Okazuje się jednak, że nie jest tu mile widziany przez księcia, który w niedwuznaczny sposób daje mu do zrozumienia, aby szybko się wyniósł, bo w przeciwnym razie może go spotkać nieprzyjemny wypadek.
Do tego momentu książkę czyta się z zainteresowaniem. Chociaż wydaje się, że "to już gdzieś było" - i ta kraina, i te postaci, to jednak zagadka wciąga. Czytelnik oczekuje wartkiej akcji, tajemnic, efektownego zakończenia i... srodze się zawodzi. Akcja toczy się równie prędko, co w telewizyjnym tasiemcu, tajemnice zostają rozwiązane w połowie książki, a zakończenie woła o pomstę do nieba i zostawia nas z pytaniem "Ale jak to? Gdzie jest to zakończenie?"
Pomysł był dobry, jego rozwinięcie już niestety niekoniecznie. Nawet postać głównego bohatera pozostawia niedosyt. Gdzieś z rozmów dowiadujemy się, że nie jest on zwykłym człowiekiem, ale tzw. długowiecznym. Autor nie rozwija jednak tego wątku, a szkoda.
W powieści znajdziemy czarownika, księżniczkę uwięzioną na szklanej wieży, morskiego potwora, a jednak wydaje się, że autor niepotrzebnie ubrał swoją historię w strój fantasy, bo okazuje się to być bardziej powieść psychologiczna, historia destrukcyjnej miłości, która mogłaby się obronić bez otoczki magii. Można odnieść wrażenie, że Ziemkiewicz zamierzał napisać powieść fantasy, ale podczas pracy doszedł do wniosku, że to jednak nie to. W rezultacie wyszło nie wiadomo co, a szkoda.

Moja ocena: 4/6


Recenzja ukazała się na portalu:

Komentarze

  1. Nieważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, ale niestety w tym przypadku koniec kuleje, a początek jest świetny ;)

      Usuń
  2. O, po lekturze Jacka Piekary i jego "Ja, inkwizytor. Bicz Boży" mam podobne odczucia. Genialny początek, a gdzieś przy 3/4 książki jej magia gwałtownie ulatuje. Potem próbuje wrócić, ale niezbyt dobrze jej to wychodzi. Zakończenie pozostawia niesmak - a szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jestem na tyle mocno zakochana w Mordimerze, że wybaczam Panu Jackowi wszelkie niedociągnięcia :)

      Usuń
    2. Ja też, tylko jeszcze nie zakochałam się aż na tyle, aby mu wszystko wybaczyć. Jeszcze nie! ;)

      Usuń
    3. A więc jeszcze wszystko przed Tobą ;)

      Usuń
  3. I tak bym nie czytała gdyż fantazy już nie dla mnie.))))

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest to jedna z nielicznych pozycji których nie skończyłam czytać, nie chciałam się do tego zmuszać

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz